Indeks naszych największych spółek w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy raził słabością w porównaniu do głównych indeksów światowych. Od końca maja sytuacja uległa poprawie, jednak jest zbyt wcześnie na nadmierny optymizm.

Na przestrzeni ostatnich dwunastu lat trzykrotnie mieliśmy do czynienia z sytuacją podobną do tej, obserwowanej od kilkunastu miesięcy. Od sierpnia 2011 r. WIG20 porusza się w trendzie bocznym, nie mogąc się wyrwać z przedziału 2000-2450 punktów. Obecnie znajduje się niemal dokładnie pośrodku tego obszaru. W tym czasie S&P500 szedł zdecydowanie w górę, zyskując niemal 20 proc., po drodze docierając do poziomu najwyższego od maja 2008 r., a więc sprzed upadku Lehman Brothers. Podobnie zachowywały się główne indeksy europejskie. DAX od dołka z września ubiegłego roku wzrósł o 21 proc., a w marcu 2012 r. skala zwyżki sięgała 41 proc. Wskaźnik naszych największych spółek od dołka z września 2011 r. zdołał się odbić jedynie o niecałe 6 proc., a od października ubiegłego roku znajduje się w lekkim trendzie spadkowym. Takie zachowanie indeksu warszawskich blue chips jest stresujące dla inwestorów i trudne do interpretacji, szczególnie gdy wziąć pod uwagę sytuację makroekonomiczną naszej gospodarki.

Kondycję naszego rynku na tle głównych giełd światowych dobitnie ilustruje wykres siły względnej WIG20 wobec S&P500.

Pokazuje on słabość indeksu naszych największych firm, utrzymującą się od końca 2010 r. Pierwsza faza spadku siły względnej została niemal w całości odrobiona w okresie od lutego do czerwca 2011 r., jednak ten zryw okazał się jedynie niewiele znaczącym epizodem i przez kolejnych dwanaście miesięcy mogliśmy obserwować hossę na Wall Street i liczyć straty z inwestycji w WIG20. Poprzednio z podobnym zjawiskiem mieliśmy do czynienia w okresie od sierpnia 2008 do lutego 2009 r., a jeszcze wcześniej od marca 2000 do sierpnia 2001 r. Nietrudno zauważyć, że wszystkie trzy przypadki spadku siły względnej naszego flagowego indeksu występowały w okresach największych perturbacji na globalnym rynku kapitałowym. Czas trwania każdego z nich wynosił od 15 do 21 miesięcy. We wszystkich przypadkach mieliśmy do czynienia z krótkimi, kilkutygodniowymi zrywami, w trakcie których nasz rynek zachowywał się zdecydowanie lepiej niż S&P500.

Podobną sytuację, w której WIG20 pokazuje swoją siłę, obserwujemy od końca maja. Trudno jednak na tej podstawie sądzić, że czeka nas trwała poprawa sentymentu inwestorów do naszego rynku i liczyć na to, że WIG20 na dłużej będzie w stanie zachowywać się lepiej niż główne indeksy światowe. Na razie nie widać fundamentalnych podstaw do przyjęcia takiego scenariusza. Na trwałą poprawę trzeba będzie poczekać prawdopodobnie jeszcze kilka miesięcy, do czasu pojawienia się sygnałów przezwyciężenia kryzysu zadłużenia i poprawy koniunktury gospodarczej w strefie euro.

Reklama
ikona lupy />
Media