Ambitny program budowy dróg w Polsce przed europejskimi mistrzostwami w piłce nożnej Euro 2012 sprawił, że kraj ten stał się wielkim placem budowy. Niestety to, co powinno być darem dla polskich firm, przemieniło się w ich katastrofę.

W ciągu ostatnich tygodni trzy duże firmy budowlane ogłosiły swoją upadłość, w pierwszych czterech miesiącach tego roku 85 proc. takich firm „odłożyło budowlane łopaty” – to 60 proc. więcej niż w analogicznym okresie ubiegłego roku – wynika z danych firmy ubezpieczeniowej Euler Hermes.

Obecna skomplikowana sytuacja jest efektem wyścigu generalnych wykonawców o zdobywanie wielkich rządowych kontraktów na budowę dróg, gdzie jednym kryterium doboru oferty GDDKiA była cena.

Problem firm budowlanych polegał na tym, że zaproponowały nierealistyczne marże, które okazały się nieekonomiczne w obliczu niespodziewanych wzrostów cen asfaltu, cementu, paliwa i stali.

Reklama

“Popełniłem błąd wchodząc w ten sektor” – mówi Jerzy Wiśniewski, dyrektor zarządzający upadłej spółki PBG, którą tworzył od samego początku, i która stała się z czasem jedną z największych firm budowlanych w kraju. „Chciałem zdobyć część tego wielkiego rynku, ale nie sądziłem, że sprawy mogą przybrać tak drastyczny obrót, jak miało to miejsce w rzeczywistości” – dodaje Wiśniewski.

Hydrobudowa, spółka zależna od PBG, która była głównym wykonawcą stadionów w Warszawie, Poznaniu i Gdańsku, również ogłosiła bankructwo.

Za część problemów odpowiada niezwykle wysokie tempo realizacji inwestycji, przyjęte po to, aby Polska jako jeden z gospodarzy mistrzostw UEFA Euro 2012, mogła zdążyć z budowami przed rozpoczęciem rozgrywek.

Polska została daleko w tyle za innymi krajami regionu pod względem budowy nowych dróg i autostrad, zaś próby nadrobienia tych zaległości spełzły na niczym z powodu biurokratycznych opóźnień we wdrażaniu unijnych regulacji dotyczących ochrony środowiska, niezbędnych do otrzymania pomocy finansowej od UE . W efekcie w 2009 i 2010 roku GDDKiA otworzyła 140 ofert, wartych 70 mld zł, zaś w 2004 roku dyrekcja wydała tylko 6,2 mld zł na budowę dróg.

“Wolałbym, aby cały proces był szerzej rozciągnięty w czasie, ale ze względu na konieczność zapewnienia współfinansowania ze strony UE, musieliśmy zakończyć proces inwestycyjny do 2015 roku” – mówi Lech Witecki, dyrektor GDDKiA.

Jednym z najbardziej znanych przykładów nadmiernego optymizmu co do możliwości wykonawców była chińska firma Covec, która za wykonanie dwóch odcinków autostrady A2 z Warszawy do Łodzi zaoferowała cenę o 40 proc. niższą niż wynikało to z rządowych wyliczeń.

Konkurenci chińskiego Covec-u protestowali przed Komisją Europejską, zaś podejrzliwa GDDKiA zażądała od firmy, aby ta udowodniła, w jaki sposób zbuduje autostrady tak tanio. Dzięki własnym funduszom oraz importowi tanich pracowników z Chin – brzmiała odpowiedź.

Mimo zapewnień, Covec jednak popadł w problemy. Ze względu na brak regulowania należności wobec podwykonawców, chińska firma została wyłączona z realizacji inwestycji. Wówczas prace na autostradzie po chińskim Cosec-u przejęła polska firma DSS, która wkrótce również zbankrutowała.

“To nie jest tak, że musieliśmy zmuszać kogokolwiek do podpisywania kontraktów na budowę. Ustalaliśmy cenę bazową, a firmy oferowały wykonanie autostrad nawet poniżej ceny bazowej” – tłumaczy Witecki z GDDKiA.

W następstwie tych wydarzeń Giełda Papierów Wartościowych w Warszawie, na której były notowane wielkie spółki budowlane, pogrążyła się w głębokiej czerwieni. Indeks WIG-BUDOW, subindeks skupiający firmy budowlane, w ciągu 12 miesięcy spadł o 60 proc., co oznacza najgorsze wyniki spośród wszystkich indeksów branżowych na GPW.

Polski rząd wprowadza obecnie pewne zmiany, mające na celu zmniejszenie strat. Nowe umowy zawierają obecnie zapis, umożliwiający indeksację kosztów surowców, zaś dyrekcja ma przedpłacać do 10 proc. wartości kontraktu, aby zamortyzować problemy z przepływami. Rząd obiecuje również przyspieszenie wypłat wobec obecnych wykonawców i pracuje nad rozporządzeniem, które pozwoli uporać się z problemem zbyt tanich ofert.

Perspektywa dla sektora budowlanego jest niepewna. Fala inwestycji budowlanych słabnie. O ile do końca tego roku oddanych do użytku ma zostać aż 968 km dróg, tak w 2013 roku już tylko 185 km. Co więcej, nie wiadomo, czy kolejny budżet UE będzie dla Polski równie hojny, jak obecny.

„Myślę, że do końca tego roku wiele firm zbankrutuje” – twierdzi Jacek Stefański z firmy konsultingowej Arcata Partners. Stefański dodaje jednak, że firmy, które przetrwały, prawdopodobnie będą korzystały zarówno na fali inwestycji w drogi, jak i na nowej fali inwestycji modernizacyjnych w Polsce – inwestycji w energetykę.