BOGUSŁAW DEPTUŁA: Malowanie jest czynnością kontemplacyjną czy raczej ręczną, manualną?

ANNA SZPRYNGER: Myślę, że jedno i drugie jest tak samo ważne. Maluję z obu powodów. Są momenty, kiedy jest mi ono bardziej potrzebne jako forma medytacji – wtedy siadam i pracuję. Ale również jest to nawyk, wręcz fizyczna potrzeba malowania. Dla mnie te dwa rozumienia twórczości są ze sobą bardzo połączone.

BD: Malowanie to uciekanie od świata?

ASZ: Ucieczka nie jest właściwym słowem – to raczej budowanie czegoś nowego, tworzenie własnego obszaru i rzeczywistości, a przy tym pewnie jakaś forma odejścia od świata, który już istnieje.

Reklama

BD: Kiedyś twoje obrazy były dużo bliżej natury, teraz są jej właściwie pozbawione. Dawniej pojawiała się w nich również architektura. Czy to nieunikniony proces pewnego sublimowania?

ASZ: Architektura była pretekstem do budowania obrazów, kiedy jeszcze chciałam się chwycić rzeczywistości, bo nie byłam na tyle odważna, żeby całkiem z nią zerwać. Świadome malowanie abstrakcji jest dosyć trudne. Nie chodzi przecież o to, żeby nachlapać coś, czego nie ma, ale o artystyczny proces, którego finałem staje się nieprzedstawiająca kompozycja. Trochę miałam stracha, żeby całkiem poświęcić się rzeczom, „których nie ma”, bo to może być bardzo śliskie i niebezpieczne. Teraz, kiedy już nie mam tego lęku i nie potrzebuję zahaczenia w rzeczywistości, czasem czuję potrzebę zrobienia czegoś miękkiego, delikatnego, bardziej wynikającego z natury niż z matematyki.

BD: Twoje obrazy określa się jako abstrakcje geometryczne, a ty sama jak o nich myślisz?

ASZ: Przyzwyczaiłam się do tej nazwy i na pewno jakoś się z nią utożsamiam. Poza tym już wiem, że potrafię się porozumiewać tym językiem z innymi artystami geometrystami - utwierdza mnie w przekonaniu, że jednak jest to abstrakcja geometryczna, mimo że nieoczywista. Nie ma ona nic wspólnego ze sztuką konkretną czy z czystą matematyczną geometrią, ale myślenie jest zbieżne. Moja twórczość znajduje się na obrzeżach tego sposobu myślenia plastycznego.

BD: Zawsze wiesz, co będzie na obrazie, kiedy zaczynasz malować?

ASZ: Zwykle staram się wiedzieć. Dla mnie taki obraz jest lepszy niż inne, choć to moje subiektywne odczucie, niekoniecznie jest w ten sposób postrzegany z zewnątrz. Czasami w głowie panuje zamieszanie, wtedy obraz powstaje dopiero w trakcie malowania, ale i takie dzieła okazują się bardzo interesujące. Obrazy budowane w trakcie zwykle wyznaczają jakieś nowe kierunki na mojej drodze, często przejściowe – przez to są ciekawe. Zdarza się, że z efektu finalnego nie jestem tak zadowolona, jak bym chciała, jednak właśnie takie obrazy pozwalają mi na tę drogę.

BD: A co się dzieje, gdy przystępujesz do realizacji obrazu zaplanowanego?

ASZ: Obrazy, które mam zaplanowane, kończę znacznie szybciej i efekt jest dla mnie bardziej satysfakcjonujący. Te drugie, które buduje w trakcie, okupione są dużo cięższą pracą. Wtedy zastanawiam się nad każdą kreską – rozważam, czy powinna być w tym, czy w innym miejscu. Jeśli się zastanowić, to te budowane w toku są chyba ważniejsze dla całości mojej pracy. Często korzyści z nich są dla mnie dużo większe.

BD: Robisz szkice do obrazów?

ASZ: Czasami, gdy mam namalowane jakieś obrazy i nie wiem, co zrobić dalej, zaczynam rysować. Ale nie robię tego przy każdym obrazie. Rzadko zdarza się, że przez parę dni tylko rysuję, robię szkice. Nieczęsto powstają z nich obrazy, choć one same w sobie są zapisem procesu myślenia. Bywa, że później nie sięgam po ołówek przez kolejne miesiące.

BD: Nigdy nie miałaś ochoty zbudowania własnego systemu artystycznego?

ASZ: To jest dla mnie trudna sprawa. Oczywiście myślę o tym – w pewnym sensie zbudowałam go, bo sam fakt, że jestem tak mocno ograniczona do kreski, jest formą bardzo prostego systemu. To jakaś namiastka, ale ja nie mam konstrukcji psychicznej do pracy systemowej. Narzucenie sobie bardzo silnego ograniczenia jest trudne. Cała sztuka konkretna właściwie bazuje na systemach, jednak ja wolę płynność pracy.

BD: Byłoby to zniewolenie, źle byś się z tym czuła?

ASZ: Chyba tak. Pewnie sam fakt podobnego ograniczenia sprawiłby, że straciłabym przyjemność z pracy. Już teraz mam momenty, kiedy jestem bardzo zmęczona – robię się zła na siebie i na fakt, że mam takie ograniczenie jak kreska. Ale kiedy próbuję robić inne rzeczy, okazuje się, że są dla mnie obce i nieprzyjemne, więc po chwili zwątpienia wracam do kreski i wtedy czuję, że jestem u siebie.

BD: Używasz bardzo drobnych pędzli. Nawet artyści czasem nie wierzą, że to jest namalowane przy użyciu ludzkiej dłoni. Imponuje ci to?

ASZ: Trochę mnie dziwi. Przynajmniej połowa kobiet maluje sobie kreski na powiekach i robi to dużo lepiej, o wiele precyzyjniej niż ja. Ja powielam tę czynność na płótnie, co przecież jest łatwiejsze, bo płótno jest gładkie, proste… To nic trudnego, tylko wymaga cierpliwości, a cierpliwość jedni mają większą, a inni mniejszą. Takie pytania nie są przyjemne – dla mnie stanowią świadectwo, że ludzie mają słabą technikę. Przecież to, co robię, jest abecadłem warsztatu.

BD: Jaka sztuka sprawia ci przyjemność? Która jest ci potrzebna?

ASZ: Wielką frajdę zawsze sprawia mi oglądanie dobrej abstrakcji geometrycznej, bo widzę coś, co rozumiem. Wiem, że za tym stoi jakaś głębsza myśl. Chociaż jest to zupełnie intuicyjne, w takiej sztuce potrafię zobaczyć, czy coś jest dobre, czy słabe. Lubię też oglądać powojennych klasyków polskich. Nie przeszkadza mi nawet, jeśli ich sztuka jest mocno przedstawiająca. Obcowanie z mistrzami jest dla mnie przyjemnością, warto ich wspomnieć. Fangor, Gierowski, Stażewski czy Winiarski – bez nich byłoby smutno na świecie. Przepadam również za Włodzimierzem Pawlakiem.

BD: Natura jest dla ciebie bardziej inspirująca niż sztuka?

ASZ: Zdecydowanie tak. Bardziej potrzebuję natury niż sztuki. Natura nie niesie ze sobą określonych programów intelektualnych, ale obcowanie z nią jest również myśleniem o życiu, o sztuce. Współprzebywanie z naturą jest czyste, pozbawione zaprojektowanej myśli, jest czymś całkowicie otwartym, z czego można bezpiecznie czerpać, co nie ma w sobie nic narzucającego. Jest bezpieczne, przyjemne i nieskończone. Można zawsze coś nowego zobaczyć, nawet w rzeczach, które już sto razy widziałeś – to coś, co się nie wyczerpie. W sztuce jest inaczej.

Gdy idę nad morze, wychodzę na plażę, jestem w tym samym miejscu po raz setny – za każdym razem potrafię dostrzec coś nowego, mimo że zawsze są tam tylko linie: horyzontu, wody, brzegu. Piasek, woda, niebo – zawsze trzy części składowe i nic więcej. Dwie poziome kreski. Z kolei obcowanie ze sztuką jest często obcowaniem z geniuszem, człowiekiem, jego historią, podejściem do życia, do sztuki, z jego filozofią. To może być pułapką – szczególnie dla artysty. Jeżeli zajmujesz się twórczością, powinieneś przede wszystkim walczyć o absolutną, własną myśl bez zewnętrznych nacisków. Ale to bardzo trudne.

BD: Co zrobisz, kiedy już namalujesz wszystko, co miałaś namalować?

ASZ: Myślałam parę razy, że zbliżam się do takiego momentu, że już wszystko namalowałam, ale potem się okazywało, że całkiem coś nowego wskakuje i mam jeszcze bardzo dużo do zrobienia. Im więcej maluję, tym mniej się o to martwię. Zawsze mogę wrócić do tego, co robiłam wcześniej i kontynuować daną myśl, rozwijać dany wątek na nowo. Wtedy okazuje się, że mam wciąż ogromne możliwości – przestaję się bać i już tylko maluję.

Anna Szprynger - ukończyła studia w Instytucie Sztuk Pięknych na Wydziale Artystycznym Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie. Dyplom z wyróżnieniem zdobyła pod kierunkiem prof. Grzegorza Dobiesława Mazurka i prof. Tomasza Zawadzkiego. Ma na swoim koncie wiele wystaw indywidualnych oraz zbiorowych.. „Wobec horyzontu” to tytuł najnowszej indywidualnej wystawy Anny Szprynger w Sopockiej Państwowej Galerii Sztuki. Można ją oglądać do 8 lipca br. W ostatnim raporcie Artprice poświęconym rynkowi europejskiej sztuki współczesnej została wskazana jako jedna z najbardziej obiecujących młodych polskich artystek.

ikona lupy />
Media
ikona lupy />
Media
ikona lupy />
Media
ikona lupy />
Media
ikona lupy />
Media