Słowem, liczące ponad sto lat dzieje firmy z Camden w New Jersey to historia współczesnego kapitalizmu w pigułce albo raczej... w puszce. A zawarty w niej koncentrat nie jest bynajmniej wyłącznie smaczny i krzepiący.
Rok 1897. Świeżo upieczony doktor chemii John T. Dorrance wraca z akademickich wojaży w niemieckiej Getyndze i zatrudnia się w zarządzanej przez jego wuja firmie produkującej konserwy (nazwa Campbell’s pochodzi od uprzednio wykupionego wspólnika). Wuj nie bardzo ufa młodemu pomysłowemu bratankowi. Raczej z obowiązku niż z przekonania pozwala mu stworzyć w firmie laboratorium badawcze. Szybko okazuje się, że będzie to jedna z najtrafniejszych decyzji w historii amerykańskiej przedsiębiorczości. Młody Dorrance szybko wpada bowiem na genialny pomysł. Proponuje, by do produkowanych dotąd puszek z zupą pomidorową nie dolewać już wody, lecz pozostawić w nich tylko sam koncentrat. Nowinka pozwala firmie zaoszczędzić krocie na transporcie i magazynowaniu. Zadowoleni są też konsumenci, którzy sami mogą zdecydować, jaką konsystencję będzie miało danie. Tak powstaje słynna zupa Campbella, która będzie odgrywała w amerykańskiej kuchni rolę podobną do naszego schabowego z ziemniakami. Rodzi się również fortuna Dorrance’ów, jednego z najbogatszych biznesowych rodów w USA.
Dziś, sto lat później, Campbell’s jest spożywczym konglomeratem sprzedającym swoje produkty w 120 krajach świata. I jak każda firma grająca tak długo w pierwszej lidze biznesu, już dawno zdążył stracić niewinność z pionierskich lat istnienia. Historyk z Temple University Daniel Sidorick znakomicie dokumentuje ten proces. Pokazuje przy okazji bardziej uniwersalne zjawisko: jak to się dzieje, że kapitalizm potrafi generować wzrost gospodarczy i dobrobyt, a jednocześnie dokonywać wokół siebie tak wielu zniszczeń.
Reklama
Chodzi głównie o XX-wieczny sen o obniżaniu kosztów produkcji. Campbell’s przez całe lata walczył o to, by – mimo inflacji – jego zupa kosztowała tyle samo, czyli 10 centów. Oznaczało to konieczność stałego cięcia po stronie wydatków. Na tym polu firmowa centrala próbowała najrozmaitszych strategii. Już przed I wojną światową stosowała dla jednych pionierskie, dla innych graniczące z szarlatanerią metody naukowego zarządzania produkcją autorstwa Charlesa Bedaux. Pracownicy byli wynagradzani w zależności od ilości tajemniczych „jednostek B”. Początkowo prowadziło to do wielkiego przyspieszenia, potem do dramatycznego spadku morale załogi. W zakładach Campbella bezwzględnie tępiono też próby budowania związków zawodowych. Kierownictwo nie cofało się przed rozgrywaniem różnic rasowych oraz etnicznych (robotnicy byli dzieleni w zależności od koloru skóry i pochodzenia, tak by ograniczyć zagrożenie ewentualnym zwarciem szeregów). Firma od początku XX wieku straszyła też, że jeśli żądania płacowe nie zostaną powściągnięte, to przeniesie swoją produkcję, co oznaczałoby totalną zapaść dla całego regionu. W latach 90. koncern dotrzymał w końcu słowa i uciekł do Teksasu, gdzie ma dostęp do taniej meksykańskiej siły roboczej.
W sumie „Kapitalizm z puszki” to bardzo udana próba pokazania od podszewki niewątpliwego ekonomicznego sukcesu, jakim był i jest Campbell’s. Widać w niej doskonale, co dzieje się z pracownikami i lokalną społecznością w miejscach, gdzie rozgrywa się kapitalistyczna „kreatywna destrukcja”. W literaturze biznesowej ten punkt widzenia przebija się rzadko i dlatego do Sidoricka powinien zajrzeć nawet najtwardszy firmowy restrukturyzator.