Gospodarka z coraz większą siłą naciska na hamulec. Jeszcze w I kw. PKB zwiększył się o 3,6 proc., podczas gdy w III urósł już tylko o 1,4 proc. Efekty tego widać na rynku pracy – armia bezrobotnych liczy blisko dwa miliony osób i – zdaniem ekspertów – będzie się powiększała z każdym miesiącem. Wróżą oni, że jeżeli koniunktura nadal będzie się osłabiała, to znajdziemy się w podobnej sytuacji jak podczas spowolnienia w latach 2001–2002. Wtedy w najgorszym momencie stopa bezrobocia przekroczyła 20 proc., a bez pracy było 3,2 mln osób. Ale jednocześnie wówczas padł także inny rekord – zarejestrowanych było ok. 2,7 mln jednoosobowych firm, czyli o ok. 400 tys. więcej niż obecnie.

Z jednej strony pracodawcy zmuszali wówczas pracowników do zakładania firm i świadczenia na ich rzecz usług na podstawie umowy o współpracy. Z drugiej ci, którzy zostali zwolnieni, z własnej inicjatywy uruchamiali biznes i próbowali w nim swoich sił. Zdaniem niektórych ekspertów ten trend jeszcze powróci. – I to już za pół roku, kiedy naprawdę dotknie nas kryzys. Wtedy nasilą się zwolnienia w przedsiębiorstwach i coraz więcej osób będzie się decydowało na założenie jednoosobowej działalności gospodarczej – przekonuje prof. Elżbieta Kryńska z Uniwersytetu Łódzkiego, ekspert od rynku pracy. Dodaje, że w kryzysie stworzenie własnej firmy i znalezienie odpowiedniej niszy rynkowej będzie dla wielu osób jedyną szansą na zarobek i utrzymanie rodziny.

Ale same firmy nie będą już naciskały na to, aby ich pracownicy rezygnowali z etatu i przechodzili na samozatrudnienie. Bo dziś, jeśli chcą zwiększyć możliwości produkcyjne lub poszerzyć usługi, to albo korzystają z pracowników agencji pracy tymczasowej, albo zatrudniają pracowników na czas określony. Z danych GUS wynika, ze w III kw. tego roku umowy terminowe miało blisko 3,3 mln osób. A to oznacza, że aż 27 proc. pracowników najemnych pracowało na kontraktach czasowych.

Z kolei liczba pracodawców wzrosła nie tylko dlatego, że małe firemki zatrudniają krewnych. – Część jednoosobowych firm zdecydowała się na zatrudnienie większej liczby osób jeszcze pod koniec ubiegłego roku lub nawet w pierwszej połowie tego, gdy koniunktura gospodarcza była jeszcze dobra – wyjaśnia Jakub Borowski, główny ekonomista Kredyt Banku.

Reklama