Oburzenie wśród pracowników Skandynawskich Linii Lotniczych pojawiło się po informacji o wysokich premiach dla kierownictwa spółki za ubiegły rok. W listopadzie 2012 roku SAS znalazły się na krawędzi bankructwa. Załoga musiała przystać na obniżki zarobków, skrócenie urlopów, wydłużenie czasu pracy, by ratować firmę przed bankructwem.

Przedstawiciel jednego z duńskich związków działających w spółce mówi, że "przystawiono im wówczas pistolet do głowy: albo zgoda na te kroki, albo upadek SAS". "Dwa miesiące później nagradzono ludzi, którzy doprowadzili do takiej sytuacji"- dodaje.

SAS uratowały poważne ustępstwa ze strony duńskich, norweskich i szwedzkich związków pilotów oraz personelu kabinowego, a także finansowa pomoc trzech rządów skandynawskich."Gdy pojawiła się pomoc rządowa nikt nie przypuszczał, że część tych pieniędzy pójdzie na premie dla kierownictwa upadających linii" - mówią przedstawiciele norweskich związkowców.

Niespodziewana decyzja wypłacenia w takiej sytuacji piętnastu osobom z kierownictwa spółki premii w wysokości połowy rocznych zarobków, musiała wywołać oburzenie pracowników. Związki zamierzają domagać się od większościowych właścicieli SAS, czyli od rządów Danii, Norwegii i Szwecji, działań blokujących możliwość takiej wypłaty.

Reklama