Dzięki rekordowym cenom ropy kraje OPEC zarobiły w 2012 r. ponad bilion dolarów na eksporcie. Zmienia się zasada ich wydawania. Petrodolary są przeznaczane głównie na rozbudowę programów socjalnych. W ten sposób szejkowie chcą oddalić ryzyko arabskiej wiosny w wersji 2.0.
Średnia cena baryłki Brent osiągnęła w 2012 r. rekordowy poziom 111,65 dol. Dzięki temu sama Arabia Saudyjska zarobiła na sprzedaży surowca 330 mld dol., o 75 proc. więcej, niż planowały władze w Rijadzie. Zarobili także mniejsi eksporterzy z grupy OPEC. Irak zainkasował np. 71 mld dol. zamiast planowanych 49 mld, a Algieria 63 mld dol. zamiast 50 mld.
Zwyżka to efekt z jednej strony utrzymującego się dużego popytu krajów Azji Południowo-Wschodniej, a z drugiej embarga na import z Iranu, który w 2012 r. zarobił dwa razy mniej na eksporcie ropy niż w 2011 r.
Analitycy Uniwersytetu w Cambridge obliczyli, że ze 111 dol. przychodów ze sprzedaży baryłki ropy, jakie uzyskują monarchie Zatoki Perskiej, aż 80 dol. idzie na różnego rodzaju programy socjalne. Ich cel jest jasny: utrzymać spokój społeczny i zapobiec zrywom demokratycznym, które obaliły autorytarne reżimy m.in. w Egipcie i Tunezji.
Jednym z przykładów jest Arabia Saudyjska, gdzie w 2012 r. król Abdullah ogłosił program budowy kosztem 70 mld dol. pięciu miast – centrów ekonomicznych, aby zapobiec rosnącemu bezrobociu. Król przeznaczył także 37 mld dol. na rozbudowę darmowego budownictwa społecznego.
W krajach Zatoki Perskiej władze przejmują większość bieżących wydatków obywateli: koszty edukacji, służby zdrowia, zabezpieczeń emerytalnych, wody, elektryczności, transportu. Problem w tym, że taką opieką objęci są tylko obywatele kraju, których jest np. w Arabii Saudyjskiej 16 mln na 28 mln mieszkańców.
Mark Lewis, analityk Deutsche Banku, wskazuje przykład cen energii, które w Kuwejcie są utrzymane na niezmienionym, śmiesznie niskim poziomie 1 amerykańskiego centa za 1 kWh – to osiemnaście razy mniej, niż wynosi cena w Wielkiej Brytanii. W konsekwencji mieszkańcy nie mają żadnych motywacji do oszczędzania.
Wydatki nie nadążają także za bardzo szybko rosnącą liczbą ludności. Jeszcze w 1970 r. w Arabii Saudyjskiej mieszkało zaledwie 6 mln osób. Dziś 2/3 ma mniej niż 30 lat. A to oznacza dalszy szybki wzrost ludności.
Nieoficjalne dane mówią o jednej czwartej ludności żyjącej w królestwie Saudów poniżej progu biedy. Dotyczy to w szczególności kobiet samotnie wychowujących dzieci: zgodnie z prawem islamskim ich dostęp do rynku pracy jest bardzo ograniczony.
Tym, co może doprowadzić do upadku niepisanego układu „autorytarne rządy w zamian za dobrobyt dla obywateli”, są spadki na rynkach ropy. Zagrożeń jest kilka. Dzięki niekonwencjonalnym źródłom ropy, jak piaski bitumiczne, w ciągu 7 lat USA ograniczyły import o 40 proc. i nadal go zmniejszają. W Europie coraz powszechniejsze są różne formy ograniczenia zużycia ropy, w tym auta elektryczne. A potężnym, walczącym wręcz o prymat na rynku eksportu ropy rywalem dla Arabii Saudyjskiej staje się Irak, którego wzrost produkcji będzie sprzyjał obniżeniu cen.