Europejski Mechanizm Stabilności (EMS), pomagając bankom, miał zabezpieczyć budżety państw. I wielkie rozczarowanie – tak można określić nastroje w niektórych krajach UE po tym, jak ujawniono najnowszą propozycję zasad przyznawania pomocy z jego środków. Kraje, których banki są zagrożone bankructwem, większość ciężaru będą musiały wziąć na siebie.
Chodzi o mechanizm bezpośredniej rekapitalizacji instytucji finansowych. EMS, w przeciwieństwie do swojego poprzednika (Europejskiego Funduszu Stabilności Finansowej), został wyposażony w licencję bankową uprawniającą do emisji własnych obligacji gwarantowanych przez państwa strefy euro. Z tego ma pochodzić większość pieniędzy do dyspozycji (620 mld z 700 mld euro). Takie rozwiązanie miało sprawić, że pieniądze dla banków nie obciążą budżetów państw dotkniętych kryzysem i nie wpłyną na wzrost ich zadłużenia. I zapobiec powtórce ze znanych już scenariuszy z Irlandii, Cypru i Hiszpanii. Dublin, by uratować własne banki, musiał rozdąć swój dług publiczny o 40 pkt proc. W rezultacie, podobnie jak Cypr, pomoc dla banków skończyła się przyznaniem pomocy dla całego kraju. Taka ewentualność wciąż nie jest też wykluczona w przypadku znacznie większej, a przez to bardziej niebezpiecznej dla reszty strefy euro Hiszpanii.
Propozycja Komisji Europejskiej, którą widział brukselski korespondent „Financial Timesa”, przewiduje jednak rozwiązanie zabezpieczające EMS od znacznej części ryzyka. Jeśli EMS zostanie zaangażowane w bezpośrednie wsparcie systemu bankowego któregoś z państw unii walutowej, państwo to i tak będzie musiało wyłożyć pewną część pieniędzy z własnej kieszeni. To nie wszystko; dany kraj będzie musiał udzielić gwarancji na pomoc z EMS na wypadek bankructwa. Tak rygorystyczne założenia mają najpewniej podbić wiarygodność obligacji EMS i tym samym obniżyć ich rentowność.
Z drugiej strony propozycja Komisji wzbudza poważny niepokój w państwach, które mogą zostać zmuszone do skorzystania z pomocy dla banków. W listopadzie 2013 r. wygasa warta 67,5 mld euro linia kredytowa przyznana przed dwoma laty Irlandczykom przez UE i MFW na pomoc bankom. Dublin ma nadzieję, że zdoła w pełni powrócić na rynki finansowe, jednak nieoficjalnie nie wyklucza się, iż dalsza, choć znacznie bardziej ograniczona kwota z zewnątrz będzie konieczna. Tym bardziej że władze wyspy nie ukrywają zamiarów renegocjacji warunków spłaty kredytu (m.in. wydłużenia okresu spłaty z 10 do 40 lat i obniżenia oprocentowania).
Reklama
Jeśli najnowsza propozycja KE zostanie przyjęta, korzyści z istnienia EMS dla państw, których banki borykają się z problemami, mogą się okazać czysto symboliczne i niewystarczające. Urzędnicy Komisji Europejskiej odmawiają na razie komentarza w sprawie przecieków w tej sprawie. – Dyskusje wciąż trwają, a mandat Rady Europejskiej przewiduje ich sfinalizowanie w czerwcu – komentuje Komisja. Propozycje KE mogą się zatem zmienić pod wpływem silnej presji unijnego Południa. A ta jest bardziej niż prawdopodobna.