Unia Europejska to wspaniałe osiągnięcie, które staje dziś w obliczu najgroźniejszego kryzysu w swojej historii. Powód jest jeden: trwająca od lat mieszanka ambicji i niejasności. Państwa członkowskie, teoretycznie od samego początku oddane idei „coraz głębszej unii”, nie dogadały się, co właściwie miałaby ona oznaczać i nigdy nie zastanawiały, czy ich obywatele są jej przychylni, o ile w ogóle wiedzą, na czym polega.

Kryzys w strefie euro sprawił, że pytanie o docelowy charakter Unii stało się kluczowe. Nie zdziwiłbym się, gdyby europejscy liderzy znaleźli w końcu sposób, by po raz kolejny je obejść – ich inwencja wydaje się tu nie mieć końca – ale tym razem będzie im o wiele trudniej.

Jedno jest pewne – Wielka Brytania, odwieczny europejski maruder, będzie żądać odpowiedzi. Premier David Cameron zamierza w tym tygodniu ogłosić cele swojego rządu w rozmowach na temat nowego europejskiego traktatu i plany dotyczące referendum w razie jakichkolwiek „nowych ustaleń”. Ponad połowa Brytyjczyków opowiada się za wyjściem ich kraju z UE. To dlatego Cameron, który sam jest raczej zwolennikiem wspólnoty, rozważa próbę odzyskania części władzy oddanej Brukseli.

>>> Czytaj też: Unia bankowa: Cameron stawia ultimatum UE

Reklama

Jeżeli odpowiedź Unii będzie zakładać wielki skok naprzód ku ściślejszej integracji, Wielka Brytania na to nie pójdzie. Już teraz krzywi się na podział ról w Europie i z pewnością nie zgodzi się na taki, który dodatkowo pozbawi ją suwerenności i odbierze władzę rodzimym instytucjom.

Unia fiskalna jest dziś powszechnie uważana za jedyny sposób na ratowanie wspólnej waluty. Można z tym polemizować, ale pewne jest, że Wielka Brytania i tak nie musi się na nią godzić, bo, jak mądrze zadecydowała, nie zamierza przyjmować euro. Pozostałe dziewięć krajów UE jest w podobnej sytuacji - są w Unii jak gdyby jedną nogą. Pozostaje pytanie, jak długo jeszcze będą w stanie stać w rozkroku.

Brytyjscy eurosceptycy uważają, że ich kraj nigdy nie powinien był przyłączać się do UE i nie chcą, by miał z nią cokolwiek wspólnego. Zwolennicy Unii na Wyspach nie wyobrażają sobie natomiast, by Wielka Brytania mogła opuścić wspólnotę, a niektórzy są zdania, że nawet próba odzyskania części władzy jest nie do pomyślenia.

Mylą się i jedni i drudzy. Byłoby głupotą, gdyby Wielka Brytania postanowiła ignorować resztę Europy, w partnerstwie z nią ma bowiem interes ekonomiczny i geopolityczny. Jednocześnie zasady członkostwa w Unii powinny być przedmiotem debaty i podlegać ewentualnej korekcie. Kompletne wycofanie się Wielkiej Brytanii z UE nie byłoby najlepszym rozwiązaniem, jednak nie należy go wykluczać. Wszystko zależy od tego, na co zdecyduje się Europa. Rozwiązanie, za którym pewnie opowie się Cameron, i które w ich własnym interesie powinny poprzeć rządy Francji, Niemiec i innych starych krajów, to od dawna znana Europa dwóch prędkości.

Już dziś Unia, choć w teorii ma być taka sama dla wszystkich, w praktyce pozawala na różne „wyjątki”. Wielka Brytania na przykład może „wyjątkowo” nie przyjmować euro. Takie uchybienia wprowadzają spory zamęt i rodzą problemy w funkcjonowaniu wspólnoty, która stale musi się do nich odnosić. Aż do momentu załamania się europejskiej gospodarki zakładano, że kiedyś wszystkie kraje Unii przyjmą euro, także Wielka Brytania. Dlatego też nowe ustalenia powinny zerwać z wizją jednolitej Europy i pokazać zalety podziału Unii na wewnętrzną - członków unii walutowej - i zewnętrzną – kraje, które być może nigdy nie zechcą do niej przystąpić. Te pierwsze będą mogły rozważać pogłębienie unii politycznej, a drugie zdecydować, na jakich zasadach będą stowarzyszone.

Byłby to całkowity odwrót od dotychczasowej strategii europejskiej integracji. Europa dwóch prędkości wydaje się jednak być bardziej realistycznym rozwiązaniem, które lepiej odpowiada oczekiwaniom społeczeństwa i wymogom gospodarczym.

Jeśli jednak Wielka Brytania będzie musiała zdecydować między opuszczeniem Unii, a pozostaniem w niej i dalszej integracji, to dla wszystkich lepiej będzie, jeżeli zrezygnuje z członkostwa. Nie powinna bowiem stać na drodze do integracji tych państw, które chcą tworzyć Stany Zjednoczone Europy, a sama może pozostać, jak Norwegia, członkiem Europejskiego Obszaru Gospodarczego lub negocjować, jak Szwajcaria, specjale dwustronne stosunki handlowe.

Clive Crook jest felietonistą Bloomberg View.

>>> Polecamy: Wielka Brytania pożegna się z Unią? Referendum ws. Brexit coraz bliżej

ikona lupy />
Unia Europejska, symbol euro / Bloomberg / Jock Fistick