O utworzeniu konsorcjum mówi się jeszcze od czasów prezydentury Leonida Kuczmy. Miało ono kontrolować ukraińskie gazociągi, a udziały miały mieć trzy strony: Ukraina, Rosja i jedno z państw Unii Europejskiej.

Teraz jednak, jak twierdzi „Kommersant” w rozmowach uczestniczą jedynie Kijów i Moskwa. Przyczyn odsunięcia Brukseli z negocjacji jest kilka. Po pierwsze, Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju wymaga od Ukrainy głębokich reform sektora gazowego, dopiero wtedy jest gotowy przyznać jej kredyt na modernizację systemu rurociągów. Po drugie, choć Kijów jest częścią Wspólnoty Energetycznej, nie pomaga ona Ukrainie w sporach gazowych z Rosją, a także nie wspiera ukraińskich prób dywersyfikacji dostaw gazu. Ukraińcy kupują już paliwo w Niemczech, są zainteresowani także kupnem na Słowacji. Bratysława nie chce się jednak na to zgodzić.

Eksperci zwracają uwagę, że powołanie rosyjsko-ukraińskiego konsorcjum może mieć dla Kijowa opłakane skutki. Jeżeli Ukraina zrezygnuje ze stosowania zasady swobodnego dostępu do rurociągów z inwestycji w wydobycie gazu łupkowego mogą zrezygnować Chevron i Shell, które chcą z nich korzystać w nieograniczony sposób.
Opozycja podkreśla, że Ukraina zamiast reformować sektor gazowy znów wybiera najkrótszą drogę: w zamian za tanie rosyjskie paliwo, coraz bardziej uzależnia się od Moskwy.

Reklama