Tempo wzrostu gospodarczego najbardziej rozwiniętych państw świata jest dwukrotnie wolniejsze niż przed kryzysem, zaś bezrobocie utrzymuje się na uporczywie wysokim poziomie. To sprawia, że na następców odchodzących szefów banków centralnych politycy coraz częściej wybierają ekonomistów opowiadających się za prowadzeniem ekspansywnej polityki monetarnej.

Rewolucja rozpoczęła się wraz z wyborem w listopadzie 2011 roku Mario Draghiego na szefa Europejskiego Banku Centralnego. Wkrótce nabierze tempa wraz z desygnowaniem Kanadyjczyka Marka Carneya na prezesa Banku Anglii i zbliżającym się wyborem nowego szefa Banku Japonii. Kulminacja może nastąpić w przyszłym roku, jeżeli następcą Bena Bernanke zostanie ekonomista o jeszcze bardziej "agresywnym" podejściu.

Kanadyjczyk, który wkrótce zasiądzie w fotelu prezesa Bank of England, swoje przybycie do Londynu poprzedził wygłoszeniem opinii, że banki centralne nie wykorzystują całego swojego potencjału i dla swoich gospodarek powinny robić znacznie więcej . Przyznał również, że w przypadku wystąpienia inflacji przekraczającej wyznaczony cel należy być „bardziej elastycznym”. Kontrastuje to z wypowiedziami obecnego szefa BoE, który stoi na stanowisku, że banki centralne nie są panaceum na obecne kłopoty gospodarcze.

Ustępujący w marcu szef Banku Japonii Masaaki Shirakawa zostanie prawdopodobnie zastąpiony ekonomistą w większym stopniu skłonnym realizować ekspansywną politykę monetarną, jakiej jednoznacznie oczekuje nowy premier Shinzo Abe. Z kolei następczynią Bena Bernanke może zostać Janet Yellen, uznawana za najbardziej „gołębią” spośród wszystkich członków Fed.

Reklama

Takie decyzje personalne wynikają zarówno z potrzeby zniwelowania paraliżu fiskalnego przez banki centralne, jak i przyjęcia założenia, że polityka monetarna jest potężnym narzędziem w polityce gospodarczej. Inwestorzy nie przestają jednak oceniać zysków i kosztów, jakie pociąga za sobą „luzowanie ilościowe”. Sugerują przy tym, że od banków centralnych oczekuje się obecnie zbyt wiele.

“Banki centralne zaczęły redefiniować swoją rolę. Od strzeżenia wyznaczonego celu inflacyjnego przechodzą w kierunku czuwania nad zdrowiem całego systemu finansowego, a w istocie całej gospodarki” – mówi Andrew Milligan z firmy doradczej Standard Life Investment.

„Bojowe” nastawienie szefów banków centralnych (obecne i spodziewane w przyszłości) już teraz wywiera wpływ na globalne rynki finansowe. Odkąd Mario Dragi zadeklarował w lipcu, że kierowana przez niego instytucja będzie broniła przetrwania wspólnej waluty, euro wzmocniło się względem dolara o 9,5 proc., zaś rentowność hiszpańskich obligacji spadła od lipca o ponad 2 proc.

Jak dodaje Milligan, to właśnie promowanie „gołębich” ekonomistów jest jedną z przyczyn ostatniego zwrotu inwestorów od bezpiecznych obligacji w stronę bardziej ryzykownych aktywów. Jednocześnie gracze rynkowi zaczynają dostrzegać ryzyko przyszłej inflacji. Sposób na ochronę przed wzrostem cen widzą w zakupie papierów wartościowych zabezpieczonych przed inflacją, a także inwestycjach w nieruchomości.

>>> Czytaj również: Bilans FED powiększył się do rekordowych 3 bilionów dolarów

Od obniżania stóp procentowych do finansowania rządowego długu

Istnieje poważne ryzyko, że luźna polityka monetarna zacznie przynosić więcej szkody niż zysku. Tak może się stać, jeżeli zniechęci ona rządy i gospodarstwa domowe do redukcji zadłużenia, posłuży do sztucznego utrzymywania przy życiu tzw. przedsiębiorstw zombie (wymagających ciągłej pomocy finansowej), a także na skutek inflacji wpłynie negatywnie na emerytury i zyski banków.

Ekspansywna polityka monetarna zachęca także do podejmowania nadmiernego ryzyka (co przyznał sam Bernanke) i dostarcza narzędzi do prowadzenia wojen walutowych, w których kraje dążą do osłabienia własnej waluty.

„Historia uczy, że interwencje banków centralnych w długim okresie raczej szkodzą niż pomagają” – mówi Alberd Edwards z Societe Generale.

Obecne nastawienie polityków rodzi również obawy o zacieranie się granicy między polityką fiskalną a monetarną i może zagrażać niezależności banków centralnych. To z kolei, jak pokazuje historia, może mieć tragiczne konsekwencje.