Grzegorz Brodziak, znający biegle angielski i duński, jest związany z Poldanorem od 18 lat. Trafił do tej firmy od razu po studiach. Jest absolwentem Wydziału Skandynawistyki na Uniwersytecie A. Mickiewicza w Poznaniu. Ukończył też kierunek: organizacja i zarządzanie w Wyższej Szkole Przedsiębiorczości i Zarządzania im. L. Koźmińskiego. W Poldanorze zaczynał od stanowiska tłumacza i koordynatora pionu administracyjnego. W 1997 roku został członkiem zarządu spółki, w 2005 r. jej wiceprezesem, by po trzech latach awansować na stanowisko prezesa. Bezpośrednio nadzoruje dział biogazu w firmie.

Zielona energia?

Firma kierowana przez Grzegorza Brodziaka ma obecnie osiem biogazowni rolniczych. W tym roku po raz pierwszy zanotują one straty. Przyczyną tych strat będzie gwałtowny spadek cen zielonych certyfikatów i zmniejszenie się hurtowych cen energii elektrycznej. A także nie przedłużenie systemu wsparcia kolorowymi certyfikatami biogazowniom, stosującym kogenerację.
- Cena zielonych certyfikatów spadła od 2011 r. o ponad 50 proc., a taki spadek burzy wszelkie rachunki ekonomiczne. Na dodatek zmniejszyła się hurtowa cena energii elektrycznej, choć jeszcze niedawno powszechna była opinia, że prąd będzie u nas drożeć. O cenie energii elektrycznej decyduje jednak rynek i trudno tutaj mieć do kogokolwiek pretensje. Inaczej jest jednak w przypadku zielonych certyfikatów, których ceny zależą w bardzo dużym stopniu od polityki rządu – mówi Grzegorz Brodziak.
Reklama
O co konkretnie chodzi? W środowisku związanym z energetyką odnawialną uważa się, że winę za tak gwałtowny spadek cen owych certyfikatów ponosi przyznawanie ich dużym elektrowniom i elektrociepłowniom węglowym za tzw. współspalanie i spalanie biomasy. Współspalanie to dorzucanie do kotłów z węglem roślinnej biomasy, np. resztek drewna z tartaków. Często nie wymaga to żadnych inwestycji, bo w wielu elektrowniach biomasę dorzuca się starych, wyeksploatowanych już kotłów, które niedługo mają zakończyć swój żywot i można je „dorżnąć” dorzucaniem biomasy. Taka produkcja „zielonej” energii, dzięki zerowym lub niskim nakładom inwestycyjnym jest bardzo opłacalna (do tego stopnia, że biomasę do współspalania polskie elektrownie ściągają nawet z Afryki, co jest absurdem i wypaczeniem systemu wsparcia rozwoju energetyki odnawialnej). Dlatego elektrownie i elektrociepłownie węglowe gremialnie na nią się rzuciły. Efekt jest taki, że obecnie połowa produkowanej w Polsce energii ze źródeł odnawialnych pochodzi właśnie ze współspalania. Choć ma ono niewiele wspólnego z ekologią i jest bardzo nieefektywną metodą produkcji energii.
Na domiar złego duże elektrownie i elektrociepłownie węglowe w Polsce zaczęły ostatnio masowo budować kotły do spalania biomasy, które – jeśli nie produkują jednocześnie ciepła (a tak często jest) – także są bardzo nieefektywnym i mało ekologicznym sposobem produkcji energii.
- Wsparcie dla współspalania to zapewne najtańszy sposób na spełnienie zobowiązań Polski wobec UE dotyczących rozwoju energetyki odnawialnej. Ale, niestety, blokuje ono u nas rozwój energetyki odnawialnej z prawdziwego zdarzenia: elektrowni wiatrowych, wodnych, biogazowni itd. – mówi Grzegorz Brodziak.
W przypadku odnawialnych źródeł energii w Polsce najbardziej racjonalne wydaje się postawienie na farmy wiatrowe i na biogazownie właśnie. Fotowoltaika w naszych warunkach klimatycznych wymaga ogromnego wsparcia, żeby zapewnić jej opłacalność.

Wstrzymane inwestycje

Tymczasem energetyce wiatrowej i biogazowniom grozi w Polsce krach. Już teraz inwestorzy, którzy chcieli je u nas budować, bardzo często zamrażają te inwestycje, a banki wycofują się z ich finansowania. Poldanor chciał postawić w Polsce jeszcze siedem biogazowni przy swoich fermach trzody chlewnej, ale obecnie nie buduje ani jednej (ostatnią oddał do użytku w 2011 roku). Mimo, że ma prawomocne pozwolenia na budowę dwóch biogazowni, w Zachodniopomorskiem.
- Na razie wstrzymujemy się z rozpoczynaniem tych inwestycji – mówi Grzegorz Brodziak. Powód? Zaproponowany kształt ustawy o odnawialnych źródłach energii i ciągnące się bez końca prace nad jej projektem (według zobowiązań Polski wobec UE powinna być ona uchwalona jeszcze w 2010 r.). Prezentowane dotychczas wersje projektu ustawy o OZE zakładały wprawdzie likwidację wsparcia dla współspalania, ale w przypadku biogazowni przewidywały, że już istniejące obiekty dostaną mniej zielonych certyfikatów od tych, które zostaną oddane do użytku po uchwaleniu ustawy.
– To zróżnicowanie jest nie fair. Dziś w Polsce mamy wciąż bardzo niewiele biogazowni rolniczych. To były pionierskie projekty, ich właściciele ponosili znacząco wyższe koszty za przebijanie się przez procedury, za to, że przy pierwszych projektach urzędnicy dopiero uczyli się tych procedur, za przecieranie ścieżek kolejnym inwestorom. Poza tym przyznanie mniejszej liczby zielonych certyfikatów już istniejącym biogazowniom przyczynia się do tego, że inwestorzy wstrzymują się z rozpoczynaniem nowych budów. Narusza to zasadę równych warunków prowadzenia działalności gospodarczej – twierdzi Grzegorz Brodziak.

Ustawowy pat

Jednak jeszcze ważniejsze jest to, że przeciągające się bez końca prace nad ustawą o OZE oznaczają, iż wciąż nie wiadomo, na jakie wsparcie finansowe, w postaci zielonych certyfikatów, będą mogły liczyć biogazownie rolnicze.
- Bez tego nie da się zaplanować inwestycji, które kosztują kilkanaście i więcej milionów złotych. Nie można ich rozpoczynać, nie mogąc choćby szacunkowo wyliczyć, jakie przychody będą przynosić i czy obecny system wsparcia nadal będzie obowiązywał za 5 czy 10 lat – dodaje Grzegorz Brodziak.
W branży energetyki odnawialnej uważa się, że prace nad projektem ustawy o OZE wciąż nie mogą się zakończyć w dużym stopniu przez naciski właścicieli dużych elektrowni i elektrociepłowni węglowych, które nie chcą dopuścić do likwidacji wsparcia dla współspalania.
Szef Poldanoru przestrzega, że jeśli obecna sytuacja się nie zmieni, to znaczy nie zostanie szybko uchwalona ustawa o OZE, nie zostanie przedłużony system wsparcia dla kogeneracji kolorowymi certyfikatami i nie będzie likwidacji wsparcia dla współspalania, polskie biogazownictwo czeka krach.
Wkrótce wielu chętnych do budowania biogazowni rolniczych w Polsce definitywnie zrezygnuje z tych planów – mówi Grzegorz Brodziak.