Niemcy proponują, by unijną dyplomację, Europejską Służbę Działań Zewnętrznych (ESDZ), wzmocnić poprzez podporządkowanie jej kilku programów finansowych, w tym Europejskiego Instrumentu Sąsiedztwa. Oznaczałoby to m.in. oddanie urzędowi Catherine Ashton kontroli nad finansowaniem Partnerstwa Wschodniego (PW). To dobry pomysł?
Na pewno obecna sytuacja wymaga zmiany. W tej chwili ESDZ wyznacza polityczne kierunki działania w krajach pozaunijnych, zaś wdrażaniem projektów zajmuje się zupełnie inna jednostka, dyrekcja generalna ds. rozwoju w ramach Komisji Europejskiej (DG Devco). Ta sytuacja utrudnia działania w terenie, prowadzi do wydłużenia i skomplikowania procedur, a chodzi o to, żeby te pieniądze były płynnie przekazywane. Próby przeniesienia odpowiedzialności za wykonanie projektów w terenie na europejską dyplomację oceniam więc pozytywnie. Zobaczymy, jak konkretnie będzie to wyglądać, ale wszystko, co prowadzi do ograniczenia biurokracji i skrócenia procesów decyzyjnych, jest pozytywne.
Można oczekiwać uproszczenia procedur? Anna Christina Link z Fundacji Konrada Adenauera opisuje wnioski liczące po 600 stron, które w dodatku trzeba sporządzać w czterech egzemplarzach. Dla wielu małych podmiotów z państw PW, które potencjalnie mogłyby skorzystać z pieniędzy unijnych, jest to nie do przeskoczenia.
To jest niepotrzebne, szkodliwe i odstrasza potencjalnych beneficjentów, którzy są instytucjonalnie za słabi, by taki wniosek wypełnić. Z drugiej strony ważne, by zróżnicować beneficjentów, by dotrzeć do samorządów lokalnych, mediów w mniejszych ośrodkach czy choćby zwykłych obywateli Mołdawii albo Armenii, którzy do tej pory często nie zdają sobie nawet sprawy, że UE coś dla nich robi. Wiele działań, które Bruksela finansuje – np. modernizacja linii trolejbusowych w Mołdawii – pozostaje dla nich tajemnicą. W naszym interesie powinni wiedzieć, kto i dlaczego wspiera ich projekty.
Reklama
Na razie jednak samo PW jest wybitnie skomplikowane. Liczba różnorakich programów jest tak duża, że trudno nawet ustalić konkretną kwotę, która poszła na PW.
To wynika po części z faktu, że PW ruszyło w 2009 r., czyli w środku obowiązywania siedmioletniej perspektywy finansowej, więc niejako na doczepkę podłączono pod nie kilka różnych programów. Partnerstwo nie jest jednolitą inicjatywą, lecz parasolem skupiającym wiele różnych instrumentów. Stąd wynika to rozproszenie. Tymczasem wsparcie dla państw PW jest ogromnie zróżnicowane, dotyczy sfer życia tak odległych, jak szkolenia sędziów, zdrowie publiczne, organizacje pozarządowe czy projekty infrastrukturalne. Tematyka wymusza korzystanie z różnych narzędzi. Dlatego konieczne jest uporządkowanie PW. Należy nam się informacja, na co i ile środków jest wydawanych. W nowej perspektywie budżetowej struktura PW zostanie zmieniona. Na razie Komisja Europejska nie chce jednak ujawnić szczegółów.
Można wymienić jakiś konkretny, zakończony pełnym powodzeniem projekt, który został zrealizowany dzięki PW?
Można podać przykład modernizacji lotniska w Kiszyniowie, ale osobiście uważam, że znacznie ważniejsze są projekty ukierunkowane na ludzi, związane z wymianami studenckimi czy szkoleniami dla urzędników i sędziów. Ich efekty są trudno mierzalne, ale bardzo istotne. Podobnie jak kwestia zarządzania granicami czy walki z przemytem ludzi.