Chińscy oficjele sami przyznają, że Chiny są klasycznym rosnącym mocarstwem, którego celem jest podważenie dominacji USA. Jak dowodzi historia, jedyne globalne supermocarstwo nigdy nie ustępuje bez walki – pisze Noah Feldman, profesor prawa na Uniwersytecie Harvarda.

„Chiny są w fazie pokojowego wzrostu” brzmi slogan chińskich przywódców, ale na „pokojowy schyłek Ameryki” nie przystanie żaden z wybranych liderów, ani Demokrata, ani Republikanin. Geopolityka jest niemal zawsze grą zerojedynkową. Jeśli Chiny zdołają skopiować albo opracują technologie podobne do amerykańskich rakiet defensywnych, bojowych myśliwców i dronów, globalna pozycja USA zostanie nadwerężona – a zyski z tego tytułu bezpośrednio odniosą Chiny.

Równocześnie handel między rywalami wręcz kwitnie. W zeszłym tygodniu firma Shuanghui International Holdings z prowincji Henan postanowiła wykupić amerykańskiego giganta w przetwórstwie wieprzowiny, koncern Smithfield Foods, za 4,7 mld dolarów. To największe przejęcie amerykańskiej firmy przez chińską spółkę i stanowi powód do zadowolenia. Wzajemna współwłasność znacznych korporacyjnych aktywów poprzez granice jeszcze nie daje cudownej gwarancji pokoju, ani też nie przyczyni się do likwidacji konfliktu w ciągu jednej nocy. Ale zachęca obie strony do zarządzania geopolitycznym konfliktem i nie pozwoli, aby przyćmił on ogromne wzajemne korzyści, wynikające z handlu.

>>> Czytaj również: Chińczycy przejmują Smithfield Foods i wchodzą do polskich Morlin

Reklama

Wzajemnie powiązane gospodarki

Zestawienie rosnącego napięcia spowodowanego cyberatakami i współpracy przy przejęciu Smithfield Foods doskonale odzwierciedla paradoksalny stan stosunków chińsko-amerykańskich – i wyjaśnia dlaczego oficjele po obu stronach szukają nowych koncepcji współpracy, by zrozumieć zachodzące zmiany. Nigdy wcześniej rosnące w siłę mocarstwo nie było tak mocno uzależnione gospodarczo od kraju, któremu rzuca wyzwanie. Te powiązania wychodzą daleko poza 25-proc. udział rynku USA w chińskim eksporcie czy wykupienie przez Chiny 8-proc. całego amerykańskiego długu. To również 200 tys. Chińczyków studiujących w USA i prawie 80 tys. Amerykanów żyjących i pracujących w Chinach.

Połączenie geopolitycznej rywalizacji i wzajemnych powiązań gospodarczych stwarza warunki do walki, której nie można nazwać nową Zimną Wojną, lecz raczej Chłodną Wojną. Jeśli Związek Radziecki i USA uniknęły otwartego konfliktu z powodu wzajemnej groźby nuklearnej destrukcji, to dzisiejsze stosunki między Chinami i USA można zdefiniować jako groźbę wzajemnej gospodarczej destrukcji. Ekonomiczne koszty takiego gwałtownego konfliktu byłyby gigantyczne i niewymierne.

ikona lupy />
USA, Chiny / ShutterStock