Po pierwsze, była pochłonięta wewnętrznymi konfliktami, których poza nią samą nie rozumiał nikt. Po drugie, nie była w stanie przebić się z własnym programem, po części dlatego, że poza hasłem „precz z Łukaszenką” go nie było. W środę przedstawiciele trzech umiarkowanych sił opozycyjnych rozpoczęli w Brześciu kampanię referendalną.

Dzień wcześniej spotkałem się w Warszawie z inicjatorami akcji. Szef centroprawicowej Partii BNF Alaksiej Janukiewicz, główny macher kampanii „Mów prawdę!” Andrej Dźmitryjeu i prawa ręka Alaksandra Milinkiewicza Juraś Hubarewicz przekonywali mnie, że ich pomysł wnosi nową jakość do działań opozycji. Przez najbliższe cztery miesiące mają chodzić po mieszkaniach w kilkudziesięciu miastach Białorusi i rozmawiać z ludźmi o ich bolączkach, a jednocześnie zebrać podpisy pod wnioskiem o referendum. Czego ma dotyczyć plebiscyt? Na razie nie wie.

Pytania zostaną wykute w toku spotkań z ludźmi. – Żądania wolnych wyborów mało kogo obchodzą, bo Białorusini nigdy takich nie zaznali. Batalia o to, kto ma stanąć do walki z Łukaszenką w kolejnych wyborach w 2015 r., też nie, bo to jest traktowane jako wewnętrzne sprawy opozycji. Mamy nadzieję, że rozmowa o konkretnych problemach wyzwoli oddolny ruch społeczny – mówi Janukiewicz. Nikt przy tym nie ma złudzeń, że władze zgodzą się na plebiscyt. To raczej wstęp do walki o prezydenturę za dwa lata. Hasło referendum ludowego wywołało brutalny sprzeciw radykalnej części opozycji (witamy grabie typu pierwszego), w tym żyjącego na wygnaniu w Wielkiej Brytanii Andreja Sańnikaua, który po kandydowaniu w wyborach w 2010 r. przesiedział dwa lata w łagrze.

Posypały się oskarżenia o granie w interesie władzy, którą trzeba zniszczyć sankcjami, a nie bawić się z nią w referenda. W tym kontekście krytyka, z jaką wystąpił publicysta Biełsatu Pawał Mażejka, wygląda wręcz subtelnie: „Po co to wszystko? Żeby po zebraniu podpisów znów nas powiadomić o oszustwach wyborczych? Żeby radośnie krzyczeć, jak to Białorusini przestają się bać? Żeby po tym, jak nie będzie żadnego referendum, ogłosić nam nowinę, że reżim zademonstrował, iż nie chce zmian na Białorusi?”. Innymi słowy liderzy imitują aktywność i udają, że wiedzą, co robić. Trudno mieć złudzenia, że letnia kampania trzech sił przyniesie jakikolwiek natychmiastowy skutek.

Reklama

Tyle że sama koncepcja, u której podstaw legło stare hasło ludzi „Mów prawdę!” o poszukiwaniu nowej większości przeciwko Łukaszence i próbie wyjścia poza tradycyjny elektorat opozycji, jest słuszna. Więcej będzie pożytku z chodzenia po domach niż z objazdu kolejnych zagranicznych konferencji z żądaniem sankcji, od których Zachód i tak zresztą zaczął już odchodzić.