Polscy przewoźnicy stracą, bo nie będziemy już krajem tranzytowym między Azją a Europą.

DGP poznał treść notatki, w której Główny Inspektorat Transportu Drogowego tłumaczy się premierowi z niedawnej wizyty swojego szefa w Jordanii. W dokumencie – autoryzowanym przez Tomasza Połcia – jeden z wątków jest znacznie ciekawszy niż samo zamieszanie wokół wyjazdu. Na konferencji ammańskiej przedstawiono bowiem pomysł otwarcia Europy dla chińskich tirów, które docierałyby do UE szlakiem przez Turcję. Po pierwsze, w takim scenariuszu Polska na długi czas przestaje być krajem tranzytowym Europa – Azja. Po drugie, chińskie tiry zyskują okazję do wykoszenia polskich konkurentów ceną (w tej chwili nasza branża transportowa jest jedną z najbardziej rozwiniętych w Europie i ma 20 proc. udziału w unijnym rynku tranzytowym).

Tematem konferencji w Ammanie, na którą poleciał Połeć, była koncepcja nowego Jedwabnego Szlaku. To korytarz transportowy, który skróci czas transportu z Azji do Europy o co najmniej dwa tygodnie. Na ten temat rozmawiało 21 ministrów transportu i przedstawicieli rządów m.in. Węgier, Rosji, Wielkiej Brytanii, Niemiec, Belgii, Holandii czy Chin. – Ministrowie podnosili m.in. kwestię zmiany podejścia do systemu kontroli – tłumaczy nam szef GITD Tomasz Połeć.

>>> Czytaj również: Fotoradary: GITD chce wprowadzić grzywnę za niewskazanie kierującego

Przy tak długich trasach ocenia się, że ok. 60 proc. czasu przewozu jest marnowane na kontrole graniczne. Delegaci rozważali więc opcje upłynnienia ruchu na Jedwabnym Szlaku i zapewnienia przepływu informacji między służbami kontrolnymi państw, przez które szlak przebiega.

Reklama

Pierwotnie plan zakładał, że trasa Jedwabnego Szlaku miała w ramach dwóch korytarzy przebiegać przez Polskę (korytarz północny przez Rosję, Białoruś i autostradę A2 w Polsce oraz korytarz centralny przez Rosję, Ukrainę i autostrady A4 i A18 w Polsce). Jak jednak czytamy w notatce, „według obecnego projektu za priorytetową uznano tzw. oś południową, która przebiega przez Turcję, omijając całkowicie polskie obszary oddziaływania”. Oś południowa jest niemal gotowa (autostrada w Chinach, na terenie Kazachstanu, tunel pod dnem cieśniny Bosfor, który ma być udostępniony jeszcze w tym roku). Tranzyt Jedwabnym Szlakiem ma ruszyć pełną parą do 2015 r.

Uruchomienie szlaku to problem dla polskich przewoźników. Chińczycy zapowiedzieli, że w pierwszym rzucie do Europy wyślą flotę 4 mln ciężarówek. Polscy przewoźnicy – posiadający flotę ok. 150 tys. pojazdów – obawiają się dumpingu cenowego. – W tej chwili cenowo walczymy głównie z Rosjanami. Konkurencja z Chińczykami jest jednak nieuchronna – mówi Wiesław Starostka, dyrektor generalny Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych (ZMPD).

Dodaje, że organizacje przewoźnicze zabiegają o to, by Jedwabny Szlak nie omijał Polski. Zyskałyby na tym budżet państwa (wpływy z opłat drogowych) i gospodarka (rozwój infrastruktury towarzyszącej, np. stacji benzynowych, hoteli itp.), a nasi kierowcy łatwo włączaliby się w szlak prowadzący na Daleki Wschód, gdzie kierowcy z Europy Zachodniej na razie boją się jeździć. Tymczasem nie dość, że szlak nas omija, to jeszcze niełatwo będzie z niego skorzystać. „Polscy przewoźnicy nie są w jakikolwiek sposób konkurencyjni na tej trasie, bowiem w aktualnym stanie umów międzynarodowych nie mogą wjeżdżać do Turcji bez ładunku [potrzebne są specjalne zezwolenia – red.]” – czytamy w notatce GITD.

>>> Polecamy: Eksport polskiej żywności: Białoruś wstrzymuje import mięsa z Polski

Potwierdzają to kierowcy i dodają, że do Chin na razie też trudno wjechać przewoźnikom spoza tego kraju. Paradoksalnie w obecnej sytuacji mogą się tym faktem pocieszać. – Chińczycy również będą musieli dostosować się do europejskich przepisów, więc nie będzie im tak łatwo wejść na rynek europejski. Obie strony muszą się postarać o odpowiednie zezwolenia. Przeważnie jest tak, że kierowcy jednego i drugiego kraju dostają po tyle samo zezwoleń na wjazd – mówi Wiesław Starostka.

O ile po stronie polskiej są przepisy, po chińskiej jest cena. Taktyce cenowej nasi przewoźnicy mogą już nie dorównać, podobnie jak wcześniej firmy budowlane walczące o kontrakty na budowę dróg przed Euro 2012.