Jeszcze w kwietniu eksport był o niemal 15 proc. wyższy niż rok wcześniej. I to przy dość kiepskiej koniunkturze na świecie i umacniającej się walucie. Juan jest powiązany z dolarem amerykańskim. Wobec niego umocnił się wprawdzie tylko o 1 proc., ale ponieważ mocno zyskał sam dolar, to w stosunku do walut państw, z którymi Chiny konkurują na międzynarodowych rynkach, głównie Azji Południowo-Wschodniej, juan urósł w tym roku o 10–20 proc.

Jak się okazało, ostatnie „sukcesy” chińskiego eksportu miały wymiar głównie statystyczny. Od pewnego czasu mówiło się bowiem o tym, że eksport towarów był tak naprawdę importem gotówki. Przez np. zawyżane albo wręcz lewe faktury do Chin napływał kapitał z innych krajów.

W ten sposób omijano istniejące wciąż ograniczenia w jego przepływie. A taką „przemyconą” gotówkę można było korzystnie zainwestować nawet w wyżej oprocentowane depozyty w chińskich bankach. Skutek uboczny był taki, że Chiny notowały znakomite wyniki handlu zagranicznego. Problem w tym, że ich statystyki nie zgadzały się ze statystykami partnerów handlowych. Na początku maja Chińczycy zabrali się do eksporterów kombinatorów. Władze ogłosiły m.in., że w firmach, którym przepływy gotówkowe nie będą zgadzały się z obrotami towarowymi, zostaną przeprowadzone dokładne kontrole. To wystarczyło: w maju eksport urósł już tylko o 1 proc. w ujęciu rocznym, a w czerwcu był już spadek o ponad 3 proc.

Wpływ omijania ograniczeń w przepływach kapitałowych najlepiej widać było w danych dotyczących handlu Chin z Hongkongiem: w marcu wzrost przekraczał 90 proc., w czerwcu był spadek o 7 proc. Wyczyszczenie statystyk dotyczących eksportu zasługuje na pochwałę. Tyle że może mieć dalej idące konsekwencje. Sprzedaż towarów za granicę windowała wzrost PKB w Chinach. Teraz może się okazać, że ten wzrost nie jest tak duży, jak chciałyby władze w Pekinie. Dane na temat dynamiki PKB w II kw. mają być opublikowane w tym tygodniu.

Niektórzy analitycy już obniżają prognozy na cały 2013 r. (chociaż ciągle to będzie wzrost w okolicach 7 proc.). A to przecież niejedyny problem gospodarki, która ma ciągnąć światowy wzrost. Ostatnio sporo mówiło się np. o tym, że chińskie banki należą do największych na świecie. O jakości ich portfeli kredytowych nikt jakoś nie mówi, że jest pierwszorzędna.