Czym tegoroczne protesty różnią się od pomarańczowej rewolucji?

Inicjatorem obecnego ruchu protestacyjnego jest w znacznie większym stopniu naród, a nie politycy. W 2004 r. wszyscy orientowali się na jednego lidera, Wiktora Juszczenkę. Wierzyli, że może on zmienić kraj. Teraz znaczna część protestujących w ogóle nie popiera partii politycznych, nikt już nie wierzy tak mocno żadnemu politykowi opozycji.

Nie ma więc jednolitego katalogu żądań, pod którymi podpisaliby się wszyscy protestujący. Każdy ma własne postulaty, a głównym czynnikiem jednoczącym jest sama chęć poczucia jedności z innymi. Dużo się dyskutuje na Majdanie na temat stworzenia czegoś w rodzaju umowy obywatelskiej, wspólnego manifestu, który by skupił najważniejsze żądania narodu.
Jak pan ocenia aktywność opozycji? Panuje opinia, że jej liderzy, szef Batkiwszczyny Arsenij Jaceniuk, bokser Witalij Kliczko i nacjonalista Ołeh Tiahnybok, nie spełniają pokładanych w nich nadziei.
Reklama
Nie chciałbym krytykować ludzi, którzy w sumie, posiadając immunitet, z prawnego punktu widzenia samą swoją obecnością chronią protestujących. Część deputowanych założyła tu nawet mobilne biura poselskie. Rozumiemy też, że opozycja jest efektywnym przedstawicielem politycznym protestujących. Ale jest oczekiwanie, że w razie rozmów z władzą powinno się dokooptować do opozycji także przedstawicieli obywatelskiego Majdanu. W każdym razie te protesty dowodzą, że społeczeństwo obywatelskie na Ukrainie ma się całkiem nieźle.
Nie chce pan wprost krytykować opozycji, ale wielu moich ukraińskich rozmówców oskarża polityków o to, że nie było ich na Majdanie, gdy Berkut nocą z 29 na 30 listopada ruszył do bicia ludzi. Mówią, że gdyby byli tam chronieni immunitetem deputowani, nie musiałoby do tego dojść.
Większość polityków oderwała się od zwykłego życia. To bogaci ludzie, którzy przede wszystkim mają wiele do stracenia. Z drugiej strony tamtej nocy sam byłem na Majdanie do drugiej, milicja zachowywała się spokojnie. Nikt nie spodziewał się ataku. Wieczorem szedłem wzdłuż kordonów Berkutu, patrzyłem im w twarze. Wyglądały życzliwie. Rano, gdy dowiedziałem się, co zaszło, byłem w szoku. Nie warto wypominać politykom nieobecności tej konkretnej nocy.
Widzi pan wśród opozycji kandydatów na liderów z prawdziwego zdarzenia?
Nie widzę. Żaden z liderów nie ma wystarczającego poparcia ani autorytetu, by zostać jedynym liderem.
Euromajdan obfituje w nacjonalistyczne hasła, których w czasie pomarańczowej rewolucji było znacznie mniej. Jak pan to ocenia?
Jest więcej nacjonalistycznej symboliki, ale nie samych nacjonalistów. Brakuje bowiem symboli jednoczących wszystkich protestujących. W 2004 r. były to hasła „Juszczenko – tak!” i kolor pomarańczowy. Teraz czegoś takiego nie ma, a ludzie potrzebują takich sloganów, by czuć się jednością. Do tego świetnie nadają się hasła nacjonalistyczne, choć wśród nich są takie, które mi się nie podobają. Nie mam jednak prawa ich zabraniać.
Jak to się stało, że pan, muzyk rockowy, został jedną z twarzy obywatelskiej części protestów?
Zupełnie przypadkowo, to dla mnie niecodzienna sytuacja. Jestem osobą rozpoznawalną, więc gdy tylko pojawiałem się na Majdanie, zaraz zaczynały mi towarzyszyć kamery. A skoro tak, skupiałem na sobie uwagę ludzi. W związku z tym nie miałem już innego wyjścia, jak zacząć organizować różnego typu pomoc dla protestujących. Otrzymałem od zupełnie nieznanych mi osób zbyt duży kredyt zaufania, by tego nie robić. Nie chcę, żeby to brzmiało patetycznie, ale czuję odpowiedzialność za tych ludzi. Nie tyle koordynuję obywatelski Majdan, ile pomagam kontaktować się wzajemnie różnym ludziom, którzy mogą pomóc.
Jak wygląda organizacja Majdanu?
Działa oficjalny sztab, którym kierują politycy wspólnie z przedstawicielami zwykłych ludzi. Jego praca jest daleka od ideału, więc kluczowym czynnikiem jest niebywała samoorganizacja protestujących. Ludzie łączą się w grupy, zobowiązują się do pełnienia konkretnych funkcji, jak dostarczanie leków, jedzenia, dowożenie ludzi na Majdan. Grupy te koordynują między sobą działania. I tak to wszystko działa.
ikona lupy />
Muzyk rockowy Ołeksandr Położynski, jeden z liderów protestów Wikipedia / Dziennik Gazeta Prawna