To prawda, że Europa była wielka wtedy, kiedy miała wielki przemysł. I prawda, że deindustrializacja przyniosła istotne, niekorzystne zmiany społeczne. Wielu ludziom odebrała poczucie własnej wartości, wielu miasteczkom i regionom usunęła grunt spod nóg, królują w nich dzisiaj marazm i emerytura. W Polsce przerabiamy takie zjawisko z opóźnieniem (względem Europy Zachodniej), co nie znaczy, abyśmy potrafili poradzić sobie z nim lepiej.

Jeszcze bardziej prawdą jest to, że wizja dostatniej Europy żyjącej z operowania finansami, własnym know-how i pracą ludów Afryki i Azji jest wizją odrażającą i na dodatek coraz mniej efektywną. Serce świata bije raczej tam, gdzie jest produkcja, nie zaś tam, gdzie produkcji nie ma. Tylko trzeba pogodzić się z tym, że uprzemysłowienie na siłę nie jest rozwiązaniem. Nie jest skutkiem przypadku, że fabryki na naszym kontynencie są raczej wspomnieniem. Dobrze wykształcony europejski robotnik nie stanowi alternatywy dla źle opłacanego robotnika spoza Europy. Kiedyś było inaczej. Dobry przykład stanowi pewna brytyjska spółka węglowa, która w XIX wieku sprowadziła do Rosji blisko 20 tys. walijskich górników, bo wolała im więcej zapłacić, niż szkolić lokalne ręce do pracy w kopalni. Dzisiaj jest, jak jest.

Państwo może swoją polityką trochę zmieniać globalną rzeczywistość rynkową – jakich jednak potrzeba by kosmicznych zmian w prawie, praktyce i mentalności, aby koszty pracy we Francji lub Holandii stały się konkurencyjne wobec kosztów pracy w Indiach? Wiadomo, że w USA w ostatnich latach zauważono wzrost liczby otwieranych zakładów przemysłowych i spadek tempa przenoszenia produkcji do Azji. Jednym z powodów rozwarcia tych nożyc było jednak zmniejszenie kosztów pracy robotnika z amerykańskiej prowincji – i tak sporo niższych niż w Europie Zachodniej. Dzisiaj trudno nam powiedzieć, czy jedna jaskółka czyni wiosnę. Od dekad widzimy, że praca w fabryce nie jest przedmiotem marzeń Europejczyka, a jej założenie nie jest kluczowym przedmiotem zabiegów europejskiego przedsiębiorcy.

Europie warto życzyć jak najlepiej, nie tylko dlatego, że sami jesteśmy jej częścią. To wspaniała budowla, pełna ideałów i tradycji wolności człowieka, ostoja wrażliwości społecznej, ekologicznej i tak dalej. Jednak idea, aby powrócić do dni przewodzenia światu dzięki odbudowaniu przemysłu, jest tylko mrzonką, gorszą nawet od multikulturalizmu. Trzeba odejść od praktyki wygodnego życia zadłużonych państw i narodów, a nie budować państwową Hutę Katowice/Glasgow/Liege/Oviedo.

Reklama