Stanowisko Parlamentu odnośnie Gazociągu Południowego zawarte jest w raporcie o Partnerstwie Wschodnim. South Stream jest projektem bliźniaczym w stosunku do gazociągu Nord Stream, zbudowanego po dnie Morza Bałtyckiego i działającego od 2011 roku. Ma pozwolić Rosji dostarczać gaz ziemny do odbiorców w Europie Południowej z pominięciem dotychczasowych państw tranzytowych, między innymi Ukrainy.

South Stream uzależni Unię od rosyjskich dostaw

Dzięki poprawce eurodeputowanych Krzysztofa Liska i Pawła Zalewskiego do raportu włączono zapisy, że realizacja projektu Gazociągu Południowego spowoduje dalsze uzależnienie Unii od rosyjskich dostaw gazu i będzie tym samym sprzeczna z dążeniem do zapewnienia bezpieczeństwa energetycznego. Komisja Europejska także zawiesiła rozmowy z Rosjanami dotyczące wydania im pozwoleń niezbędnych do funkcjonowania gazociągu w państwach Unii Europejskiej. Zdaniem posłów, dywersyfikacja dostawców gazu jest kluczem do sukcesu w relacjach z Rosją i utrudnia jej stosowanie energetycznego szantażu. Polska - jak podkreślił poseł Lisek - od dłuższego czasu domaga się stworzenia przez Unię systemu wspólnych zakupów gazu.

Reklama

>>> Rynki gazowe rozwijają się obecnie szybciej niż kiedykolwiek. Gazprom z uwagą śledzi nowe trendy i przygląda się wynikającym z nich możliwościom i zagrożeniom.

Gazociąg South Stream, w którym 50 proc udziałów ma rosyjski Gazprom, miał transportować gaz z Rosji po dnie Morza Czarnego do Bułgarii, Serbii, Chorwacji, Węgier, Słowenii, Austrii i Włoch. Jak informuje na swojej stronie Ośrodek Studiów Wschodnich, umowę o utworzeniu spółki South Stream Transport, przyszłego właściciela 900-km odcinka gazociągu, podpisano w 2011 r. na Forum Inwestycyjnym w Soczi. Negocjacje trwały kilka lat. Wśród udziałowców są rosyjski Gazprom (50 proc. udziałów), włoski ENI (20 proc.) , francuski EdF (15 proc.) oraz Wintershall - niemiecka spółka córka BASF (15 proc.). Jak wskazuje OSW, większościowy pakiet akcji SST gwarantuje rosyjskiemu koncernowi kontrolę nad projektem. Budowa 4-nitkowego gazociągu uruchomienie pierwszej nitki zaplanowano na 2015, a całej trasy – na 2018. Wstępnie szacowane koszty inwestycji wynosiły 15,5 mld USD. Eksperci krytykowali tak wysoki koszt budowy jako na granicy opłacalności, głównym celem Rosji było jednak ominięcie Ukrainy w drodze do europejskich odbiorców gazu.

>>> Czarne chmury nad gazociągiem South Stream. Zdaniem Komisji Europejskiej, wszystkie dwustronne porozumienia dotyczące jego budowy sąniezgodne z unijnymi przepisami. Czytaj więcej.

KE odebrała Gazpromowi monopol

Kryzys na Krymie będzie miał wpływ na unijno-rosyjskie rozmowy o gazociągu South Stream. Według Brukseli, istnieją trzy główne problemy na linii UE - Rosja, związane z budową gazociągu. Po pierwsze to, że South Stream ma być zarządzany wyłącznie przez Gazprom. Po drugie to, że dostęp do gazociągu jest "zarezerwowany" tylko dla rosyjskiego koncernu. Po trzecie, Brukseli nie podoba się system taryf, który miałby być narzucany przez Gazprom.

W poniedziałek Komisja Europejska zaczęła się domagać renegocjacji porozumień dotyczących jego budowy, zawartych z Rosją przez kilka krajów, gdyż są one niezgodne z unijnym prawem.

Realizacja tego kontrowersyjnego projektu napotkała pierwsze wstrząsy w grudniu 2013 r. Jak informowaliśmy w grudniu, zdaniem Komisji Europejskiej, wszystkie dwustronne porozumienia dotyczące jego budowy są niezgodne z unijnymi przepisami. - Zgodnie z porozumieniami South Stream ma być zarządzany wyłącznie przez Gazprom. Jest to niezgodne z unijnymi przepisami - powiedziała rzeczniczka Komisji Europejskiej Marlene Holzner.

Komisja zażądała renegocjacji tych umów, grożąc karami dla państw unijnych za łamanie europejskich przepisów. Jak informowała Gazeta Wyborcza, miał to być również wielki finansowy cios dla Gazpromu, który ze względu na uznanie tej inwestycji za sprzeczną z prawem UE mógł mieć problemy z zaciągnięciem w bankach kredytów na ten cel.

W marcu tego roku Komisarz do spraw energii Guenther Oettinger, w wywiadzie dla jednej z niemieckich gazet, powiedział, że w związku z napięciami na Ukrainie, Bruksela jest gotowa opóźnić rozmowy w tej sprawie. Jak wyjaśniła jego rzeczniczka Sabine Berger, Komisja wciąż chce jednak prowadzić konsultacje na poziomie eksperckim.