Są gotowi dać odpór okupantom - podkreśla w wywiadzie dla Kanału 5 były przewodniczący Medżlisu, czyli tatarskiego parlamentu i deputowany do Rady Najwyższej Ukrainy Mustafa Dżemilew.

"Przez 50 lat walczyliśmy o powrót do swojej Ojczyzny i teraz wolimy umrzeć tutaj, niż ponownie być deportowanymi. Wśród Tatarów przeważa takie właśnie nastawienie.

Oczywiście nie jesteśmy sami w sobie taką siłą, aby wypowiedzieć wojnę Rosji i z powodzeniem ją prowadzić. Jest nas mało i nie mamy broni.

Jesteśmy także zainteresowani, żeby obyło się bez prowokacji. Ale kiedy twoja Ojczyzna jest zajęta przez obce wojska, trudno oczekiwać, że wszystko odbędzie się w spokoju" - mówił Dżemilew.

Reklama

Na Krymie odbywa się dziś nielegalne i i nieuznawane przez władze w Kijowie i wiele państw świata referendum, w którym mieszkańcy odpowiadają na dwa pytania: czy są za przyłączeniem Krymu do Rosji na prawach podmiotu Rosyjskiej Federacji lub czy są za przywróceniem obowiązywania konstytucji Republiki Krymu z 1992 roku i pozostaniem Krymu w ramach Ukrainy.

Krymscy Tatarzy bojkotują referendum i również uznają je za bezprawne.

Zgodnie z ukraińskim prawem, referendum może być ogłoszone tylko na całej Ukrainie. Oprócz tego, krymska konstytucja z 1992 roku miała dwie redakcje: majową i wrześniową, bardzo się od siebie różniące, jednak w biuletynie referendum nie napisano, o którą wersję chodzi.

Krymscy Tatarzy oficjalnie potępili akt agresji ze strony Rosji i podjęli decyzję o bojkocie referendum. Kategorycznie "nie przyjmują jakikolwiek prób określenia przyszłości Krymu bez woli krymskich tatarów - narodu mającego tutaj swe korzenie".

Tatarzy mieszkali na Krymie od XIII wieku. W 1944 roku zostali deportowani przez Stalina za rzekomą współpracę w Niemcami. Wysiedlono wówczas około 200 tysięcy krymskich Tatarów. Pod koniec XX wieku zaczęli wracać na półwysep.

>>> Europa i USA stworzą gospodarczą potęgę? Zobacz, jakie skutki może przynieść kryzys na Ukrainie