Luka pokoleniowa, zbyt mała liczba specjalistów. W końcu wydłużające się kolejki w poradniach i szpitalach.

Lekiem miała być likwidacja stażu dla absolwentów kierunków lekarskiego i dentystycznego. Matką takiej zmiany jest obecna premier. Teraz może się okazać, że to, co miało być złotym środkiem, stanie się kulą u nogi – i młodych adeptów sztuki lekarskiej, i uczelni ich kształcących.

Resort zdrowia przespał bowiem ostatnie trzy lata, kiedy mógł dopracować najdrobniejsze szczegóły wejścia w życie tej rewolucji. A tak mamy serie pytań i mgliste odpowiedzi. Pierwsze z brzegu – czy student ostatniego roku nauki na kierunku lekarskim będzie miał ograniczone prawo wykonywania zawodu? Bo jeżeli nie, to nawet małym palcem nie dotknie samodzielnie pacjenta? A jeżeli zyska takie uprawnienie, to kto będzie go ubezpieczał? Resort wychodzi z założenia, że ma czas na udzielenie odpowiedzi. Tyle że wybiera drogę na skróty. Oby mniej niewiadomych było przy realizacji innego pomysłu pani premier zapowiedzianego w exposé, czyli sfinansowania dodatkowych etatów rezydenckich dla lekarzy, który dopiero rozpoczynają specjalizację. 60 mln zł w końcu piechotą nie chodzi.