Będą nas wozić z Warszawy m.in. do Gdańska i Krakowa. Będą wygodne i komfortowe, dopasowane do naszych potrzeb, ale niedopasowane do naszych torów.
Nie chciałbym, by zarzucano mi bezsensowną złośliwość w stosunku do PKP, bo można się zgodzić z ważnym argumentem kolejarzy, że choć infrastruktura jeszcze w Polsce idealna nie jest, to szybkie pociągi popychają nas trochę w kierunku Europy. Lepiej je mieć niż ich nie mieć – tu się zgadzam.
Dlaczego jednak PKP wciąż dostarcza nam dziennikarzom tylu powodów do krytyki? Bo za taki trudno nie uznać przecież skrajnie niekorzystnego faktu urywających się torów, po których szybkie pociągi mają już za miesiąc jeździć. Jakkolwiek doskonałe by były, nie wyposażono je w skrzydła, które pozwoliły na przefrunięcie brakujących fragmentów.
Można by przymykać oko, gdyby ten problem był jedynym związanym z pendolino. O wielu innych jednak pisaliśmy w DGP dokładnie miesiąc temu, na 60 dni przed premierą pociągów. I choć start lada moment, wstyd jak był, tak pozostaje. A szkoda, bo to naprawdę mogło być duże wydarzenie.