„Zamach stanu” może się jednak nie powieźć, o ile niezadowolenie opinii publicznej uda się przekierować na wroga zewnętrznego.

Wiele wskazuje na to, że plan przywrócenia Rosji statusu mocarstwa właśnie legł w gospodarczych gruzach. Niepokojące doniesienia o drastycznej przecenie rubla względem głównych par walutowych oraz rekordowe spadki na moskiewskim parkiecie, są argumentami, z którymi trudno dyskutować. O powadze sytuacji świadczy również fakt, że nie robią tego nawet czołowi kremlowscy propagandyści zasłaniając się niezależnością rosyjskiego banku centralnego. A ten w ostatnich dniach stał się niemym zakładnikiem błędów swojego nieformalnego mocodawcy, jakim z całą pewnością jest sam Putin.

Największa od 1998 roku podwyżka stóp procentowych z 10.5 procent do aż 17 proc., to dowód na fatalny stan rosyjskiej gospodarki, która ze względu na sankcje ekonomiczne, a także mocną deprecjację „czarnego złota”, cierpi coraz bardziej. Warto przy tym podkreślić, że podobne zachowanie władz monetarnych, właśnie sprzed szesnastu lat, poprzedzało bankructwo towarzyszy zza Buga – historia lubi się powtarzać.

>>> Czytaj też: W kogo uderzy strategia surowcowa OPEC? USA nie są prawdziwym celem

Reklama

Mając na uwadze trudną sytuację, w jakiej znalazł się prezydent Federacji Rosyjskiej, można wyodrębnić dwie potencjalne ścieżki rozwoju wydarzeń. Pierwsza zakłada poddanie Putina publicznemu linczowi oraz przypisanie mu wszelkich niepowodzeń ostatnich kilkunastu lat – to oznaczałoby „małą” rewolucję na Kremlu, skutkującą absolutną zmianą retoryki wobec zagranicznych partnerów. Druga opcja – najbardziej prawdopodobna – to wskazanie Rosjanom winnych ich niedoli.

W przypadku realizacji tego scenariusza należałoby spodziewać się powrotu dobrze znanej skądinąd retoryki zogniskowanej wokół zachodnich imperialistów, chcących zniszczyć rosyjski „dobrobyt”. Co więcej, w ten sposób władze w Moskwie zyskałyby uwierzytelnienie neoimperialnej polityki, która de facto sprowadziła rosyjską gospodarkę na dno – spirala kolejnych nieszczęść spadających na naszych wschodnich sąsiadów nabrałaby zatem rumieńców.

Sytuacja geopolityczna w Europie z każdym dniem staje się mniej przewidywalna, głównie za sprawą desperacji towarzyszącej Putinowi

>>> Czytaj też: Żyjemy w czasach nowej zimnej wojny. Jakim potencjałem dysponują strony konfliktu? [MAPA]