Jest w Afryce kraj, który polskim przedsiębiorcom oferuje złoto dla zuchwałych. Od ponad dekady rozwija się w imponującym tempie, oferuje wielkie szanse dla biznesu. Jednak nie ma nic za darmo, ten rynek wymaga cierpliwości, czasu i pieniędzy. Co takiego jest w Angoli, że patrzy na nią cały świat?

W Polsce o rosnącej atrakcyjności tego kraju mówi się od niedawna. Tymczasem członek izby gospodarczej Portugalia-Angola, João Luís Traça, twierdzi, że nie mam mowy o nagłym rozwoju. - Angola nie jest na waszym radarze, a to niedobrze. Myślę nawet, że pięć lat temu było tam więcej szans dla polskich i europejskich firm, niż dziś - powiedział. Nie jest jednak za późno, Angola rozwija się stale od ponad 10 lat, czyli od zakończenia długiej wojny domowej. - Od tego czasu notuje niezwykły wzrost, głównie dzięki przemysłowi naftowemu, który tam intensywnie działa – dodał. Wzrost PKB w ostatnich latach oscyluje wokół 4 proc., a według szacunków Economist Inteligence Unit, za cztery lata sięgnie nawet 6,5 proc. Na terytorium cztery razy większym od Polski żyje dziś 22 mln ludzi, za dwa lata ma wzrosnąć do 23,5 mln.

Wojna domowa w Angoli trwała od odzyskania niepodległości w 1975 r. Gdy w 2002 roku zapanował wreszcie pokój, tego samego roku do kraju zaczęły płynąć pieniądze, ponieważ ta była kolonia portugalska ma ogromne zasoby rozpalających wyobraźnię inwestorów surowców, ropy, gazu i diamentów. Według prognoz wydobycie ropy ma wzrosnąć z obecnych blisko 1,8 mln baryłek dziennie do ponad 2,1 mln w 2019 r.

- Napływ inwestycji zaczął się od praktycznie od pierwszego dnia spokoju - powiedział João Luís Traça. - Nawet gdy jeszcze nie przynosiły zysków, pieniądze zaczęły wreszcie płynąć do Angoli i rozwijać kolejne branże przemysłu. Dlatego dziś są drogi, telefony komórkowe, mnóstwo rzeczy wygląda zupełnie inaczej niż 10 lat temu.
Mimo, że inwestowanie w tamtym rejonie świata, nie mówiąc już o samym kraju, nie jest popularne nad Wisłą, w Angoli od lat działa znana polska firma. - Koncentrujemy się przede wszystkim na branży morskiej, na dostawach statków rybackich, sprzętu i technologii – powiedział Jarosław Popis, prezes spółki Navimor. Sopocka firma współpracuje z Ministerstwem Rybołówstwa Angoli od początku XXI w., dostarczyła tam już m.in. cztery nowoczesne trawlery do połowu krewetek. - Obecnie realizujemy największy projekt polski w Afryce, budowę i tworzenie Akademii Rybołówstwa i Nauk o Morzu w Namibe – dodał.

Namibe to miasto portowe na południu Angoli. Rosnąca tam akademia to, według informacji na stronie internetowej ambasady Polski w Luandzie, największy projekt edukacyjny, realizowany przez kraje UE w Angoli. Navimor buduje tu centrum instruktażu ratownictwa morskiego, bibliotekę, laboratorium mechaniczne i akademiki, wyposaży sale dydaktyczne i laboratoria, a nawet – opracuje programy nauczania. Projekt jest finansowany na podstawie umowy pomiędzy rządami Polski i Angoli.

Reklama

Biurokracja i różnice kulturowe

Czy Polska i kraj oddalony o 7 tys. km mają coś wspólnego? Choćby to, że obchodzimy dzień niepodległości tego samego dnia, 11 listopada. A także to, że w obu krajach jako jeden z głównych przeszkód dla prowadzenia biznesu przedsiębiorcy wskazują opieszałą biurokrację.

- Firma musi być przygotowana na spędzenie mnóstwa czasu i energii na biurokracji, to oznacza, że wszystkie terminy mogą się przesunąć i będzie potrzebne więcej czasu i pieniędzy, niż zakładano początkowo – powiedział João Luís Traça. - Można na przykład usłyszeć: przepraszamy, proszę jeszcze chwilę poczekać, już prawie skończyliśmy, jeszcze 4 miesiące i będziemy mieli wszystkie pozwolenia.

Prezes Navimoru zauważa jednak, że zachowania biurokratyczne nie przekraczają typowego poziomu innych państw Afryki. - Klimat dla prowadzeni firm i inwestowania w tym kraju jest coraz lepszy, ale z drugiej strony, coraz większa i ostrzejsza konkurencja firm z całego świata – stwierdził Jarosław Popis.

Trudność w ocenie szans inwestycyjnych polega też na tym, że rynek ten jest z jednej strony bardzo perspektywiczny, gospodarka Angoli odradza się w szybkim tempie. Z drugiej strony jednak interesy prowadzi się tam w innym tempie i w inny sposób, niż w Europie, co sprawia, że łatwo popełnić błędy.

- Według nas rynek Angoli należy do bardzo trudnych rynków – ocenia Jarosław Popis. - Zwłaszcza dla polskich przedsiębiorców, którzy z oczywistych względów nie mają doświadczenia w pracy na rynkach dawnych kolonii, a w rezultacie umiejętności rozumienia różnic kulturowych i miejscowej specyfiki - powiedział. Zdaniem szefa Navimoru, przeszkodą bywa brak cierpliwości i konsekwencji w działaniu oraz niedopasowanie oferty do specyfiki rynku. Do tego dochodzi brak znajomości języka portugalskiego oraz niewiedza na temat bardzo wysokich kosztów działania na miejscu w Angoli.

- Nie możesz jechać do Afryki z planem ostatniej szansy, gdy inwestycja w Afryce ma uratować firmę – ostrzega João Luís Traça. - W takim wypadku twoja firma na pewno zniknie. Dlatego, że jeśli chcesz zarobić pieniądze w Afryce, będziesz potrzebować głębokich kieszeni, by poradzić sobie ze wszystkimi opóźnieniami projektu i niespodziankami – powiedział. Jako przykład podaje różnice kulturowe. - Spóźnienie płatności nie oznacza tam tego samego co np. w USA. W Stanach zapłacenie po terminie jest uważane za wrogie działanie. W Angoli, jeśli mówimy o płatności w ciągu 90 dni, to zapłacą po 120 dniach. Jeśli firma nie ma środków by to przetrzymać, to Afryka, nie tylko Angola, ją wykończy. Taka kultura. Dlatego trzeba to umieścić w biznesplanie - stwierdził.

Zdaniem Portugalczyka, dla europejskich firm niezbędny jest miejscowy partner lub pośrednik, który zna język portugalski i lokalną kulturę, potrafi rozmawiać z miejscowymi i może pilnować spraw. - Jeden z moich klientów pojechał podpisać kontrakt w Angoli i został tam 6 miesięcy - podał przykład Portugalczyk. - Wrócił z podpisanym kontraktem. Codziennie ktoś z rządu mówił mu – decyzja pewnie będzie dziś. On siedział tam, naciskał, miał wszystkie pozwolenia i czekał. W Europie pewnie wysłałbym pani faks, pani odpowiedziałaby emailem, spotkalibyśmy się na podpisanie kontraktu i pamiątkowe zdjęcie. Więc jeśli nie można sobie pozwolić na takie działanie, trzeba zapomnieć o Afryce - dodał.

Traça wskazuje również, że lokalny wspólnik lub założona w Angoli filia jest też potrzebna dla celów inwestycyjnych. Gdy zagraniczny inwestor w Angoli chce odprowadzać zyski, jeśli nie zainwestuje co najmniej miliona dolarów, jego dywidendy nie będą mogły opuścić kraju. Nie tyczy się to jednak sprzedających swoje produkty eksporterów, którzy nie zakładają tam fabryk.

Wśród obiecujących sektorów angolańskiej gospodarki, przedstawiciel banku Millenium wskazał na grudniowej konferencji w Warszawie budowę infrastruktury, zwłaszcza dróg, edukację, logistykę i transport, górnictwo i bezpieczeństwo żywności, a także sektor ochrony zdrowia. Również jego zdaniem, zaangażowanie lokalnych partnerów sprzyja obniżeniu poziomu ryzyka.

- W Angoli potrzebują wszystkiego, od cegieł po skomplikowany sprzęt medyczny – przyznał João Luís Traça. - Angola potrzebuje więcej szpitali i ludzie są gotowi za to płacić. Ale to również wymaga uwagi. Budowanie szpitala dla rządu to nie jest najlepszy pomysł, natomiast z pewnością jest potencjał dla prywatnej służby zdrowia. Można też sprzedawać specjalistyczny sprzęt medyczny, jak tomografy.

Traça wierzy w sektor budownictwa. Angola potrzebuje dróg i autostrad, żeby móc rozwijać pozostałe sektory gospodarki. - Kraj może się zastanawiać nad inwestowaniem w szkoły lub nie, ale drogi po prostu muszą budować - stwierdził. Również z powodów demograficznych, w stolicy kraju, Luandzie, żyje jego zdaniem ok 20 proc. mieszkańców Angoli. - Angola ma teraz problem, ponieważ ten kraj to praktycznie Luanda. Korki uliczne to szaleństwo. Nie mają więc alternatywy, nie uciekną przed inwestycjami, bo jeśli nie usprawnią działania tego miasta, nie usprawnią działania państwa - zauważył.

Angola ogłosiła również plan połączenia tego wielkiego kraju trzema drogami kolejowymi, które stworzą narodową sieć. Jej powstanie to nie tylko szansa na rozwój logistyki, transport towarów jest obecnie mocno utrudniony przez fatalny stan dróg, a głównie ich brak. Ogłoszony projekt może też być szansą dla firm z branży kolejowej.

Jednym z cennych zasobów kraju są diamenty, jednak w tej chwili górnictwo, zdaniem Portugalczyka, nie jest bardzo perspektywiczną branżą, ze względu na silne powiązanie tego sektora z międzynarodowymi rynkami, które nie są dziś nastawione na inwestycje. Podobnie jeśli chodzi o sektor wydobywczy. Angola jest gospodarką opartą na ropie, jej budżet jest nawet w 80 proc. oparty na zyskach ze sprzedaży tego surowca, w tej chwili rząd z niepokojem obserwuje więc ceny ropy na świecie.
Rolnictwo ze względu na klimat, rosnącą liczbę mieszkańców i ogromną przestrzeń kraju ma duży potencjał. Zdaniem Traçy, ten sektor wygląda jednak dobrze jedynie na papierze. Wskazuje na wielką liczbę min na terenach rolniczych, pamiątce po blisko 30 latach wojny, oraz niewystarczającą liczbę dróg, by zapewniać dostawy.

Portugalia otwiera drzwi, Polska wyrusza na misje gospodarcze

Kolonijna przeszłość Portugalii przynosi dziś nieoczekiwane zyski. Lizbona jest głównym partnerem gospodarczym swoich byłych kolonii. W Angoli zarówno sama Portugalia, jak i jej produkty cieszą się sympatią mieszkańców.

Te dwa kraje łączy też więź prawna, Angola wciąż ma ten sam kodeks cywilny, co Portugalia. - Kiedy portugalska firma ma spotkanie z inwestorami, rozmawiamy o umowach, strukturach zgodnie z prawem portugalskim, rozumiemy się. Jak w restauracji, kiedy znasz kuchnię, od razu wiesz co wybrać – wyjaśniał Traça. Z tego powodu wszyscy eksperci przyznają, że pośrednictwo portugalskie niezmiernie ułatwia wchodzenie na angolański rynek.

- Większość kontraktów biznesowych na rynkach trzecich realizuje się w formie realizacji zaufania – tłumaczył ambasador Polski w Lizbonie, prof. Bronisław Misztal. Dla przedsiębiorstw z Europy, Portugalia jest wiarygodnym partnerem wprowadzającym. - Większość kontraktów i interesów dla Angoli i Mozambiku zawiera się właśnie w Lizbonie. Tu buduje się większość zaufania – przyznał ambasador.

Polska ambasada w Lizbonie aktywnie pomaga polskiemu biznesowi w poszukiwaniu partnerów. – Jesteśmy obecni na największych imprezach handlowych, sami zwracamy się do firm, co do których uważamy, że mają tutaj szanse. To do nas zgłaszają się też wielkie przedsiębiorstwa portugalskie, gdy szukają polskich partnerów – powiedział ambasador.

Podobnie działają inne europejskie ambasady. Belgijska organizuje w Lizbonie imprezy w domu ambasadora, gdzie spotykają się firmy belgijskie i portugalskie. Ambasada Niemiec wspólnie z niemiecką izbą gospodarczą organizuje w Portugalii spotkania, które mają na celu poszukiwanie możliwości inwestowania w Afryce.
Polska wstępuje na ścieżkę, którą europejskie kraje kroczą już od wielu lat. Polska administracja zaczęła tworzyć projekty, które mają pomagać polskich przedsiębiorców w szukaniu szans na nowych rynkach Afryki. – W ramach rządowego programu Go Africa! wspieramy polskie firmy, które chcą być aktywne na tamtejszych rynkach – powiedział w grudniu wiceminister gospodarki Andrzej Dycha podczas konferencji "Europejska współpraca gospodarcza na rynkach krajów trzecich - Afryka". To spotkanie zorganizował wspólnie MSZ oraz Polska Agencja Informacji i Inwestycji Zagranicznych.

Sławomir Majman, prezes PAIiIZ, podkreślał wtedy, że chodzi o to, by nie iść tam samemu, ale skorzystać z istniejących form pomocy: państwowej, banków i państw z większym afrykańskim doświadczeniem. – Będziemy organizowali misje gospodarcze do Afryki, a Angola jest wśród naszych priorytetowych krajów – powiedział redakcji Forsal.

Pomoc polskiej administracji była cenna dla Navimoru. - Cenimy poważne wsparcie ze strony polskich instytucji, zwłaszcza Ministerstwa Spraw Zagranicznych i Ministerstwa Finansów – powiedział Jarosław Popis. – Bardzo liczy się dla nas pomoc Ambasady RP w Luandzie, zarówno pod względem merytorycznym, wsparcie naszych działań na poziomie dyplomacji, jak i w kwestiach konsularnych - dodał.

Korupcja jako część kultury

Ostatnim elementem układanki, o którym trzeba pamiętać, jest korupcja. Eksperci od inwestowania na rynkach afrykańskich przyznają, że jest tam ona częścią kultury. Jednocześnie wskazują na istotną rolę Europy w tym zakresie. - Europejczycy nie mają problemu z przybywaniu tam i próbowaniu przekupywaniu rządów. Do tanga trzeba dwojga, bez oferowanych pieniędzy nie byłoby korupcji – powiedział jeden z ekspertów, zastrzegając anonimowość.

Jak przyznał João Luís Traça, Angola i wiele rozwijających się rynków mają ten problem. - Jednak rozwiązanie jest proste i powtarzam je moim klientom – jeśli robisz wszystko zgodnie z prawem, nie potrzebujesz korupcji. Czasem trwa to dłużej, kosztuje więcej zaangażowania i wysiłku, ale w ostateczności się opłaca. Korupcja nie może być alternatywą dla firmy, której zależy na długoterminowych interesach w tym kraju – powiedział Portugalczyk.