Korona Candles produkuje świece od ponad 20 lat. Do tej pory jedyny, zatrudniający ok. 900 osób zakład znajdował się w Wieluniu. Ale europejski rynek stał się dla firmy za ciasny, więc zarząd postanowił uruchomić drugą fabrykę – w USA. – Zakład w Wirginii udało się otworzyć bardzo szybko. W marcu dostaliśmy klucze, a w listopadzie wyjechały pierwsze ciężarówki – opowiada prezes Korony. Niemniej do wejścia na amerykański rynek firma przymierzała się aż siedem lat. Było warto. Choć działa tam zaledwie od kilku miesięcy, ma już swoje produkty w największej amerykańskiej sieci handlowej – Walmarcie. – Paradoksalnie pomógł nam kryzys. Ludzie zaczęli ostrożniej rozporządzać pieniędzmi, a ze względu na to, że w Stanach świece były bardzo drogie (średnio ok. 25 dol. za sztukę), pojawiła się dla nas szansa – mówi Jabłoński.
Postawił na zacieśnianie więzi z lokalną społecznością. Nad siedzibą spółki powiewa amerykańska flaga, a przed halą produkcyjną stoją firmowe amerykańskie auta. Krzysztof Jabłoński zapewnia jednak, że choć zakład w Wirginii jest ważnym ogniwem spółki, jej serce chce zostawić w Polsce. – Nie odważylibyśmy się otworzyć tej fabryki, gdyby nie świadomość, że możemy nią zarządzać z Wielunia – tłumaczy. Z dumą opowiada o sukcesie swojego biznesu: aż 93 proc. produkcji sprzedaje się za granicą. Najważniejszymi odbiorcami są wielkie sieci, m.in. Ikea.
Jabłoński od dawna stawia na międzynarodowe kontakty. W 1979 r. jako 20-latek, wyjechał do Niemiec. Dwa lata później wystartował jego pierwszy biznes – roznoszenie prospektów reklamowych. W ciągu dwóch lat zdominował w tym sektorze rynek w Hamburgu. Za pierwsze zarobione pieniądze w 1984 r. kupił udziały w firmie zajmującej się naprawą karoserii samochodowych. Kolejny etap jego kariery rozpoczął się już w kraju w czasach transformacji. – Namówiłem niemieckiego wspólnika, byśmy spróbowali sił na polskim rynku. Był na tyle odważny, że wsiadł ze mną do samochodu, pojechał do Polski i założył ze mną jedną z pierwszych firm joint venture, HSH – Hamburską Spółkę Handlową, obecnie HSH Chemie – wspomina Jabłoński. Z tym samym wspólnikiem założył firmę leasingową – BP Leasing – którą po kilku latach zamknął ze względu na zmianę w prawie. Wreszcie w 1992 r. na horyzoncie pojawiły się świece. W Wieluniu, mając do dyspozycji halę produkcyjną oraz kilka najprostszych maszyn, uruchomił produkcję. W 2002 r. Korona postanowiła zająć się private label (sprzedaż swoich produktów pod marką wielkich sieci) i dostarczać świece wyłącznie wielkim odbiorcom.
Reklama
Prezes Korony z dużym optymizmem spogląda w finansową przyszłość. – Gdy w 2009 r. przed radą nadzorczą pokazywałem plany finansowe na 2014 r., nie dowierzali mi. Zakładałem wtedy wzrost rocznych obrotów z 200 mln do 480 mln zł. Pomyliłem się o kilkanaście procent, bo osiągnęliśmy pułap 430 mln. Na 2020 r. zakładam obroty na poziomie miliarda i wierzę, że jest to do zrobienia – przekonuje.
Sam siebie Jabłoński określa jako człowieka niezwykle upartego. Ale cieszy się, że udało mu się wypracować model firmy, która nie jest uzależniona od jednej osoby. – Kiedyś odejdę i firma nadal będzie doskonale funkcjonowała. Naszą siłą jest zespół, który wzajemnie się uzupełnia – mówi.
Pasją Jabłońskiego jest kolekcjonowanie obrazów, którymi ozdabia ściany zakładu. Po wejściu do warszawskiego oddziału Korony możemy odnieść wrażenie, że przez przypadek trafiliśmy do jednej ze stołecznych galerii.