W 2010 roku ówczesny prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew zatwierdził program zakupów uzbrojenia na lata 2011–2020, w ramach którego w ciągu dekady Moskwa zamierza wydać na nową broń 19 bln rubli (po obecnym kursie 640 mld złotych). W tym roku, o czym już pisaliśmy, Rosja przeznaczy na sektor obronny 3,3 bln rubli (210 mld złotych), czyli 4,6 proc. PKB. To odsetek ponad dwukrotnie większy niż w przypadku Polski i większości innych europejskich państw NATO. Ale znacząco niższy niż 19 proc., które u progu swojego upadku wydawał Związek Radziecki.

Zdaniem historyków, właśnie zainicjowany przez Ronalda Reagana wyścig zbrojeń, którego symbolem stał się słynny program gwiezdnych wojen, doprowadził przestarzałą, centralnie sterowaną sowiecką gospodarkę na skraj bankructwa. Zmiany gospodarcze, nazwane przebudową (pieriestrojką), na których pomysł wpadł jeszcze lider sowieckich komunistów Jurij Andropow, a które w pełni wdrożył jego następca Michaił Gorbaczow, szybko wymknęły się spod kontroli. Zbankrutowało nie tylko państwo, ale i cała komunistyczna ideologia.

Zupełnie inaczej wyglądała sytuacja w Stanach Zjednoczonych. Wyścig z Sowietami, nie tylko na płaszczyźnie zbrojeniowej, przyspieszył postęp technologiczny w USA. To on kazał Amerykanom zobowiązać się – i, co ważniejsze, spełnić obietnicę – by do końca lat sześćdziesiątych wysłać człowieka na Księżyc i bezpiecznie sprowadzić go na Ziemię. Wiele nowoczesnych technologii, z których dziś wielu z nas korzysta na co dzień, zaczynało w wojskowych laboratoriach. Przykładami mogą być GPS, internet i aparaty cyfrowe.

Włoski ekonomista Mario Pianta pisał w 1988 roku w książce „New Technologies Across the Atlantic”, że „programy badawcze amerykańskiego Departamentu Obrony stworzyły ogromny, finansowany ze środków publicznych rynek dla rozwoju nowych technologii”. Także dlatego, że projekty prowadzone przez wojsko nie miały na celu maksymalizacji zysku, dzięki czemu wojskowi inżynierowie mieli większą swobodę sięgania po rozwiązania wymagające wysokiego wkładu inwestycyjnego. Efektem ubocznym była znacznie niższa wydajność. „Amerykański Departament Handlu szacuje, że na wytworzenie komercyjnego patentu potrzeba średnio 10 osobolat pracy przemysłowego działu R&D, podczas gdy w ramach kontraktów z Departamentem Obrony i NASA potrzeba 1000 osobolat” – czytamy u Pianty.

Reklama

Według szacunków ONZ, że w czasie zimnej wojny świat wydawał na zbrojenia 5–8 proc. PKB rocznie. Połowa naukowców była w jakiś sposób zaangażowana w badania związane z wojskowością. W połowie lat osiemdziesiątych statystyczne amerykańskie gospodarstwo domowe wydawało na wojsko (poprzez podatki) 6 tys. dolarów rocznie. W tej kwocie mieściły się nie tylko klasyczne wydatki na armię, ale także koszty związane z wydatkami socjalnymi na weteranów i pomoc wojskową udzielaną zagranicznym sojusznikom. Pacyfiści nieco populistycznie wytykali administracji Reagana, że pieniądze wydane na budowę jednego okrętu podwodnego o napędzie atomowym wystarczyłoby na wyedukowanie 160 mln dzieci w krajach słabo rozwiniętych.

Z drugiej strony istnieje wiele przykładów państw, w których wzrost wydatki na zbrojenia przynajmniej przez pewien czas sprzyjał statystykom dotyczącym PKB. To USA w czasie wojen światowych oraz pierwszego ćwierćwiecza zimnej wojny, Japonia i Niemcy lat trzydziestych, wreszcie ZSRR lat 1930–1945. Zdaniem badaczy, wyścig zbrojeń pomaga ograniczyć bezrobocie, pozytywnie wpływa na rozwój infrastruktury, rozwija technologię i kapitał ludzki, wreszcie pozytywnie wpływa na poczucie bezpieczeństwa.

Najpoważniejszy minus dotyczy zużycia surowców, kapitału i siły roboczej, które w innych warunkach mogłyby posłużyć rozwojowi przemysłu cywilnego, służącego konsumentom. Według czterech rosyjskich badaczy, Dmitrija Czernawskiego, Jurija Kossiego, Siergieja Małkowa i Nikołaja Starkowa, ten negatywny efekt staje się widoczny dopiero powyżej poziomu 2,5 proc. PKB. Polskie wydatki na obronę deklaratywnie powinny osiągać 2 proc. PKB. Według tego modelu ich wzrost miałby więc pozytywne skutki dla polskiej gospodarki.

>>> Czytaj też: To już koniec europejskiej jedności wobec Rosji? Sankcje zostaną, ale nie na długo