10 września boliwijski sąd skazał Leopoldo Lopeza, jednego z najbardziej charyzmatycznych krytyków reżimu prezydenta Maduro, na karę 14 lat pozbawienia wolności, za podżeganie do przemocy w czasie ubiegłorocznych demonstracji.
Z technicznego punktu widzenia, wyrok ten został wydany przez niezawisły sąd. W czasie procesu, 44-letni Lopez, ekonomista i absolwent Harvardu, został jednak pozbawiony możliwości przedstawienia dowodów swojej niewinności. Co więcej, mógł wezwać jedynie dwóch świadków obrony. Do relacjonowania procesu nie zostały również dopuszczone media, co stanowi naruszenie obowiązującej w Wenezueli zasady rzetelności.
Prokuratura wezwała natomiast ponad 100 świadków, i choć żaden z nich nie umieścił Lopeza w centrum ubiegłorocznych wydarzeń, to jednak sędzia Susana Barreiros skazała go na maksymalną karę 14 lat pozbawienia wolności.
Organizacja Human Rights Watch nazwała ten proces „parodią”, były dyplomata Diego Arria określił go mianem „linczu politycznego”, a prawnicy Lopeza nie mieli wątpliwości, że był zwykłą „farsą”. Swoje obawy wyraził również amerykański sekretarz stanu John Kerry, który podkreślił, że wenezuelski system sądowniczy jest dziś wykorzystywany do wykrywania i karania krytyków rządu.
Bądźmy szczerzy: wyrok w sprawie Lopeza wcale nie był niespodzianką. Od czasów politycznej rewolucji Hugo Chaveza, ponad 70 procent wenezuelskich sędziów w pracuje na etatach czasowych, co oznacza, że służą oni przede wszystkim politycznym watażkom.
>>> Czytaj też: Tania ropa zabija Wenezuelę powoli
Lojalność zaczyna się już na samej górze. 32 sędziowie Sądu Najwyższego wybierani są przez Zgromadzenie Narodowe Wenezueli, gdzie po 15 latach „gerrymanderingu” niepodzielnie dzieli i rządzi Zjednoczona Partia Socjalistyczna. Opublikowane w ubiegłym roku dane wskazują, że wenezuelski rząd nie przegrał żadnej z ponad 45 tysięcy spraw rozpatrywanych w latach 2004-2014 przez Sąd Najwyższy.
Sędziowie mogą przeciwstawić się wenezuelskim władzom, ale robią to na własne ryzyko. Spójrzmy choćby na Marię Lourdes Afiuni, która zajmowała się sprawą Eligio Cedeno, prominentnego wenezuelskiego bankiera, który został oskarżony o korupcję przez „chavistowską” prokuraturę i trafił do aresztu w 2009 roku.
Komisja praw człowieka ONZ uznała wówczas, że Cedeno został uwięziony w sposób arbitralny. Afiuni zgodziła się z tą opinią i nakazała uwolnienie bankiera. W konsekwencji sama trafiła do aresztu, gidze była torturowana. Obecnie wciąż oczekuje na proces.
Nie dziwi więc fakt, że Barreiros, która zastąpiła Afiuni na stanowisku sędziego 28 obwodu, postanowiła zignorować apel międzynarodowej opinii publicznej, która domagała się uwolnienia Lopeza. Zamiast tego zdecydowała, że najbardziej zaciekły krytyk rządzącego reżimu, spędzi w więzieniu kolejne 14 lat. Jej 40-stronicowy werdykt został przygotowany w mniej niż dwie godziny.
Cóż innego mogła zrobić w sytuacji, gdy drugi najpotężniejszy człowiek w Wenezueli, przewodniczący Zgromadzenia Narodowego Diosdado Cabello wydał swój wyrok już wcześniej? „Nie zgadzam się na zaledwie 11 lat” – powiedział Cabello na antenie ogólnokrajowej telewizji, w przededniu procesu. Ostateczny werdykt? Trzynaście lat, dziewięć miesięcy, siedem dni i 12 godzin.
To oczywiste, że tak surowa kara została obliczona na zastraszenie najbardziej aktywnych krytyków rządu – tych, którzy nie zostali jeszcze aresztowani, lub których Maduro nie wysłał na polityczną banicję przed zbliżającymi się wyborami parlamentarnymi. Spadające słupki poparcia wskazują jednak, że w oczach opinii publicznej premier Maduro jawi się jako człowiek zdesperowany, a nie przerażający.
>>> Czytaj też: Popatrzmy, jak Wenezuela sama się wykańcza
Jeszcze dwa lata temu, Leopoldo Lopez był przekonującym, ale niewzbudzającym zaufania opozycji politykiem. „Arogancki, mściwy i żądny władzy” – pisał o nim amerykański dyplomata w notatce opublikowanej przez WikiLeaks.
W ubiegłym roku Ramon Jose Medina, ówczesny zastępca lidera opozycyjnej Unii Demokratycznej Okrągłego Stołu, oskarżył Lopeza o to, że prowokuje własne aresztowania, aby zyskać rozgłos. Medina przeprosił później za te słowa.
Siła Lopeza wzrosła, gdy poprowadził on największe antyrządowe demonstracje od przeszło dekady. Skazując go, Maduro oficjalnie przekształcił „potwora” w „męczennika”. Teraz, publiczne oburzenie wywołane pozorowanym procesem Lopeza, może sprawić, że stanie się on polityczną nadzieją dla swojego narodu
Jeszcze nigdy „chavizm” nie był tak słaby. Pytanie brzmi czy liderzy wenezuelskiej opozycji będą potrafili schować dzielące ich różnice i przekształcą swój gniew w zwycięstwo przy urnach wyborczych?