To zła wiadomość dla państw, których budżety są uzależnione od sprzedaży ropy. Z kryzysem radzą sobie różnie.
Uzależnienie od eksportu ropy naftowej zamienia państwa-eksporterów w petro-states. Muszą inwestować coraz większe środki w utrzymanie wydobycia z wyczerpujących się złóż i szukać nowych, aby utrzymać poziom wpływów do budżetu. Często z tego powodu nie inwestują w reformy. Pozornie nieskończone petrodolary zniechęcają do zmian i konserwują system. Gospodarka uzależnia się od ropy. Poziom uzależnienia jest różny. Zależy często od tego, w co inwestowane są pieniądze ze sprzedaży surowca.
Kraje jak Wenezuela, Nigeria i Algiera potrzebują ceny baryłki na średnim poziomie 100 dolarów, aby ich budżety się domykały. Arabia Saudyjska ocenia, że przez dwa lata może sobie poradzić z ceną w okolicach 50 dolarów.
Tymczasem wydobycie w Ameryce Północnej zaczęło w końcu maleć, ale nadal utrzymuje się na dużym poziomie. Według danych Rosnieftu amerykańskie firmy wydobywcze zadłużyły się już na 150 mld dolarów, aby utrzymać poziom prac, pomimo spadku rentowności. Za to zapotrzebowanie na ropę, szczególne w Chinach, które są największym importerem tego surowca na świecie, nie rośnie tak szybko, jak prognozowano. Dlatego utrzymująca się nadpodaż na rynku utrzymuje cenę ropy na niskim poziomie. To dlatego koalicja Arabii Saudyjskiej, Kuwejtu i Zjednoczonych Emiratów Arabskich blokuje decyzję o ręcznym podniesieniu ceny ropy. Ich zdaniem jest to już niemożliwe. Za interwencją nadal obstają Ekwador, Iran, Nigeria, Libia, Algieria, Angola i Irak.
Tania ropa nie będzie droższa dzięki interwencji OPEC – przekonuje Rosnieft. Jego zdaniem ten kartel naftowy stracił funkcję regulatora ceny ropy, przez nie decyzyjność. Spotkanie z 21 października krajów OPEC z producentami ropy spoza kartelu nie przyniosło żadnych konkluzji. Decyzję o ograniczeniu eksportu od krajów organizacji blokują kraje Zatoki Perskiej na czele z Arabią Saudyjską, która utrzymuje, że ze względu na konkurencję w USA, obniżenie eksportu z OPEC nie wpłynie na cenę surowca. Reguluje ją mały popyt i duża podaż, które mają się jeszcze przez jakiś czas utrzymać.
Na przykładzie kilku z krajów OPEC i Rosji przedstawię różne podejścia rządów do problemu.
Naftowe bogactwo Saudów
Naftowe królestwo Arabii Saudyjskiej utrzymuje wzrost gospodarczy na plusie. Wyniósł on w drugim kwartale tego roku 3,79 procent. Jednakże latem 2015 roku Rijad musiał sięgnąć po sprzedaż obligacji na kwotę 28 mld dolarów. Aby budżet zamknął się bez tego, ropa musiałaby kosztować 106 dolarów za baryłkę. Eksport ropy odpowiada za 45 procent PKB i prawie 80 procent przychodów do budżetu. Rijad wprowadził zakaz pozyskiwania nowych kontraktorów i ograniczenia konsumpcji dla obywateli.
Planuje także prywatyzację portów lotniczych i szuka finansowania dla drogich projektów infrastrukturalnych. Być może rodzina królewska będzie zmuszona do prywatyzacji posiadanych przez nią, kosztownych obiektów, ze skoczniami narciarskimi włącznie. Rijad może wprowadzić cięcia rozbuchanych wydatków socjalnych na leczenie, edukację, dopłaty do rachunków za energię elektryczną. Może także sięgnąć po rezerwy w budżecie. Nie wiadomo na ile problemy gospodarcze przełożą się na zmiany polityczne w Królestwie.
Monarchia absolutna w Rijadzie jest silna i tłumi wszelką opozycję. Z kolei drastyczne metody traktowania opozycji oraz mniejszości religijnych mają silne poparcie społeczne, ponieważ w Arabii nawet 40 procent muzułmanów to Wahabici, najbardziej skrajna odmiana Islamu. Pomimo cięć, Saudowie będą mieli nadal wystarczająco dużo petrodolarów, aby kupić milczenie świata zachodniego na temat łamania praw człowieka w Królestwie.
Wojsko za ropę
Rosja potrzebuje, aby ropa kosztowała 105 dolarów za baryłkę. Jest to tym bardziej ważne, że za petrodolary prezydent Rosji Władimir Putin płaci za działalność jego wojska na Ukrainie oraz w Syrii. Oficjalnie sprzedaż węglowodorów stanowi tylko 17,5 procent PKB. Odpowiada za 60 procent dochodów budżetowych. Jednakże według wyliczeń Carnegie Moscow Center realnie sprzedaż ropy naftowej odpowiada za 67-70 procent rosyjskiego PKB.
W 2016 roku Moskwa chce przeznaczyć nadwyżkę z eksportu surowca na dofinansowanie budżetu obronnego. Spodziewa się w przyszłym roku średniej ceny surowca na poziomie 60 dolarów za baryłkę. W takim scenariuszu znajdą się środki na planowaną podwyżkę wydatków zbrojeniowych o 258,9 mld rubli. Z tego względu nie zostaną wprowadzone cięcia budżetowe, a deficyt ma wzrosnąć z 2,6 do 3 procent Produktu Krajowego Brutto.
Departament Skarbu USA przypomina jednak, że tylko w pierwszej połowie tego roku, przez tanią ropę naftową Rosjanie stracili 100 mld dolarów zysków do budżetu. Dlatego utrzymywanie się baryłki w okolicach 50 dolarów może zagrozić rosyjskim planom. Najlepszym rozwiązaniem z punktu widzenia gospodarki byłoby wprowadzenie reform zwiększających efektywność sektora naftowego, wpuszczenie zagranicznego kapitału i obniżenie wydatków na obronność.
Pierwsze hamuje strach reżimu przed zmianami, które mogą pozbawić go władzy. Drugie jest utrudnione przez sankcje ekonomiczne USA i Unii Europejskiej. Trzecie jest niemożliwe, jeżeli Rosja chce utrzymać lub zwiększać aktywność na Ukrainie oraz w Syrii. Póki co Rosja zareagowała małym wzrostem wydobycia tłumaczonym, jako próba obrony udziałów na rynku poprzez zwiększenie eksportu i obniżenie ceny.
Wicepremier Arkady Dworkowicz ocenił, że okres niskich cen ropy nie może być dłuższy niż dwa lata, bo wśród krajów eksportujących ten surowiec tylko Arabia Saudyjska może utrzymać budżet dłużej w warunkach tak niskiej ceny, jak obecnie. W ten sposób pośrednio przyznał, że jego kraj nie znajduje się w gronie państw, które przetrwałyby niskie ceny ropy naftowej przez okres dłuższy niż dwa lata. Rosyjski polityk jest jednak przekonany, że cena baryłki wróci do wyższych poziomów zanim Rosja będzie musiała obciąć wydobycie.
Nie jest to jednak przesądzone. Na razie jednak strategia rosyjska sprawdza się. Rosjanie byli największymi eksporterami ropy naftowej do Chin we wrześniu tego roku, strącając z podium Arabię Saudyjską, czyli głównego rywala. Za to Saudowie zaatakowali w Europie, czego sygnałem są między innymi rozpoczęte i planowane zakupy saudyjskiego surowca przez polskie firmy naftowe. To trend europejski. Nie wiadomo jak długo Rosji uda się balansować za pomocą zwiększania eksportu, bo wydobycie ma swoje ograniczenia, a zwiększanie nadpodaży na rynku odbije się na cenie ropy.
Czarna przyszłość czarnego złota w Wenezueli
Najgorzej radzi sobie Wenezuela. Ropa musi kosztować 117,50 dolarów za baryłkę, aby tegoroczny budżet tego kraju się zamknął. Na przyszły rok wyznaczyła prognozę wartości baryłki na poziomie 40 dolarów. Dochody z eksportu czarnego surowca spadły w tym roku o połowę. Ponad 90 procent eksportu z tego kraju to właśnie sprzedaż ropy. Odpowiada on za 50 procent PKB Wenezueli. Dla porównania produkcja to 17 procent, a rolnictwo to tylko 3 procent. Caracas deklaruje, że w tym roku pozostanie wypłacane.
Jednakże spadek zysków ze sprzedaży ropy naftowej zagraża socjalistycznemu ustrojowi państwa, które roztaczając opiekę nad obywatelami, chroniło władzę przed protestami. Na przełomie 2014 i 2015 roku odbyła się seria manifestacji społecznych o podłożu politycznym i ekonomicznym. Protestujący skarżyli się na niedobory dóbr podstawowej potrzeby i politykę kontroli cen na rynku.
Rząd Nicolasa Maduro uznał je za próbę przewrotu politycznego zorganizowaną przez tajne organizacje faszystowskie i Stany Zjednoczone. Amnesty International ostrzega, że Maduro walczył z protestami nie tylko gazem łzawiącym i gumowymi kulami, ale także przy użyciu tortur i prawdziwej amunicji. Uszczuplenie zysków ze sprzedaży ropy naftowej, może zachwiać podstawami gospodarki wenezuelskiego petro-state, a wraz z nimi, zagrozić rewolucji komunistycznej w tym kraju, która była dotąd zasilana petrodolarami.
Jak widać na powyższych przykładach, cena ropy naftowej może zmieniać krajobraz polityczny na świecie i w poszczególnych krajach. Jest najbardziej szkodliwa dla reżimów, które sankcjonowały swoje rządy rozdawnictwem, możliwym tylko dzięki zyskom z petrodolarów. Ich utopie ufundowane dzięki ropie naftowej, zaczynają upadać. Przed dyktatorami stoi wybór – reformy albo utrzymanie status quo na bagnetach. Co wybiorą?