Tuż po południu informacje o swoich wynikach podały amerykańskie instytucje. Strata banku inwestycyjnego Merrill Lynch była dwa razy większa niż przed rokiem, ale tylko odrobinę gorsza od oczekiwań, co rynki przyjęły z entuzjazmem. Podobna sytuacja wynikła z raportami finansowymi Bank of New York i Citigroup. Wszystkie instytucje zanotowały w trzecim kwartale spore odpisy. Zachowanie rynków doskonale pokazuje czym kierują się gracze – porównywaniem wyniku z oczekiwaniami, a nie z realiami. Mimo, że wynik w porównaniu z ubiegłymi latami jest fatalny to przy odpowiednio zaniżonych oczekiwaniach nie wydaje się taki zły. Wszystkie informacje nie wpływały na rynki, które skutecznie stabilizowały się na 3 procentowych minusach.

Przełomem w czasie sesji były dane makro ze Stanów, które po raz pierwszy od dawna wpłynęły na rynki. Warto odnotować, że inflacja CPI, czyli konsumencka w USA okazała się niższa od prognoz podobnie jak cotygodniowa informacja o liczbie nowych bezrobotnych. Na wyprzedanych rynkach takie dane wygenerowały niemal pionowe wzrosty. Można powiedzieć, że indeksy dosłownie odleciały od utrzymywanych poziomów i wzniosły się do wczorajszego zamknięcia. Chwila euforii nie trwała jednak długo, ponieważ chwilę później poinformowano, że produkcja przemysłowa w USA we wrześniu wyraźnie spadła. Ten istotny wskaźnik gospodarczy spadł o 2,8 procenta, a więc najbardziej od grudnia 1974 roku. Kolejnym ciosem dla byków był indeks rozwoju regionu Filadelfii, którego odczyt niezwykle wyraźnie podkreśla że obawy o recesje są znaczne.

Przez ostatnie dane WIG20 szybko odbił się z poziomu neutralnego i ostatecznie zakończył na 3 procentowym spadku przy solidnym obrocie ponad 1,5 miliarda złotych. Największy spadek zawdzięczał sektorowi bankowemu, który wciąż jest traktowany przez graczy jako segment wysokiego ryzyka.

Paweł Cymcyk
Analityk
A-Z Finanse

Reklama