"Proszą nas o to sojusznicy. Po zamachach na Paryż nie możemy spodziewać się, że inni ponosić będą ciężary i ryzyko ochrony naszego własnego kraju" - oświadczył.

Premier przypomniał, że obecnie Wielka Brytania bombarduje tylko te pozycje ISIS, które znajdują się na terytorium Iraku. Zdaniem Camerona zatrzymywanie się na granicy iracko-syryjskiej nie ma sensu. Sama organizacja nie uznaje tej granicy, a w Syrii ma swoją nieformalną stolicę. Tam właśnie są planowane akcje, które zagrażają europejskim miastom.

W 2013 roku Cameron poniósł dotkliwą porażkę w parlamencie.

Przeciwko bombardowaniu Syrii zbuntowali się wtedy nie tylko posłowie opozycyjnej Partii Pracy, ale też członkowie jego własnego stronnictwa.

Reklama

Teoretycznie premier może zarządzić atak bez zgody parlamentu, ale po doświadczeniach z wojną w Iraku z 2003 roku dla podobnych decyzji rząd szuka szerokiego poparcia.

>>> Czytaj też: Jesteśmy bogatsi od Niemców. Tak wygląda zamożność Polaków na tle Europy