Społeczeństwa późnego kapitalizmu wkroczyły w nową erę: potężne korporacje zachęcają konsumentów do „kablowania” – pisze portal quartz.com.

Facebook, Twitter oraz inne internetowe media wspierają zachowania swoich użytkowników polegające na monitorowaniu zachowań innych członków sieciowych społeczności oraz informowania administratorów o ich niewłaściwych aktywnościach. Ważnym komponentem systemu moderowania treścią Facebooka jest funkcja „sygnalizowania”. Użytkownicy dopiero zaczynają jednak zdawać sobie sprawę ze skutków uczestnictwa w kulturze donosicielstwa.

Wiele napisano już o tym, jak Facebook i Twitter wykorzystują użytkowników jak produkt, który sprzedają. Serwisy te są bezpłatne, ponieważ zarabiają na wykorzystywaniu gromadzonych przez siebie wielkich baz danych. Profesor Shoshanna Zuboff określiła tego typu działanie jako „kapitalizm nadzoru”. – Polega on na tym, że sprzedaje się dostęp do twojego codziennego życia, z którego informacje są wykorzystywane do wpływania na zmianę zachowań i generowania zysku – mówi.

Wielkim mediom społecznościowym zależy na utrzymaniu „czystości” treści znajdujących się na ich serwerach. Nie mogą sobie więc pozwolić na zamieszczanie materiałów zawierających przemoc, wulgarne, seksualne treści a nawet nagość. Aby obniżyć koszty moderacji ogromnej ilości treści, część wchodzącej w jej zakres pracy przenoszą na użytkowników. Oznaczanie treści jako „szkodliwe” jest więc w rzeczywistości darmową pracą wykonywaną dla wielkich korporacji.

Reklama

Z badania przeprowadzonego przez Kate Crawford oraz Terletona Gillespie wynika, że wzajemne kontrolowanie treści przez użytkowników jest obciążone brakiem obiektywizmu i różnego rodzaju antypatiami i uprzedzeniami.

Korporacje zaprzeczają, by „donosy” otrzymywane od użytkowników prowadziły do zamykania profili. Nie ma jednak ku temu pewności. Cenzura uprawiana przez użytkowników może być jednak na pewno skuteczną formą manipulacji pojawiającymi się w mediach społecznościowych przekazami, na przykład o charakterze politycznym.

>>> Polecamy: Ofiary dobrej zmiany. Co się dziś dzieje ze zwolnionymi dziennikarzami?