"To prawdziwa cybermafia. Wszystkie nasze tropy prowadzą za wschodnią granicę. Ale tam się gubią" - mówi jeden z policjantów zaangażowanych w śledztwo.

Śledztwo trwa od dwóch lat i skończyło się na razie zarzutami prokuratorskimi dla blisko stu osób. To ludzie, którzy w zmyślnej machinie były jedynie płotkami. "Nie dotarliśmy do hakerów i organizatorów, wszystkie tropy mówią, że to Rosjanie" - przyznaje jeden z funkcjonariuszy.

Mechanizm pokrótce wyglądał tak: bandyci znajdowali "słupy" - osoby, które zgadzały się na założenie konta internetowego i przepuszczenie przezeń 100 tys. brudnych złotych. W zamian dostawali 10 proc. łupu. Ofiarami byli niczego nieświadomi posiadacze rachunków internetowych. Hakerzy włamywali się do ich komputerów i przelewali pieniądze na konta "słupów". Ci ostatni mieli proste zadanie: gdy zbiorą 100 tys., mieli wypłacić 90 proc. sumy i przelać je za pomocą Western Union. Gotówka trafiała - jak twierdzi policja - za wschodnią granicę. Tu ślad po niej ginie - pisze "Dziennik".





Reklama