Kiedyś Lech Kaczyński powiedział o mnie: „Michał nie chce mieć władzy, on chce mieć wpływy”. I to jest bardzo trafna ocena. Ja lubię mieć wokół siebie dużo ludzi, dużo znajomych. Nigdy też nie cierpiałem na manię tytułów. Z Michałem Kamińskim rozmawia Magdalena Rigamonti

Politycznie kim pan jest? Ruiną?

Dość dobrze się czuję i fizycznie, i psychicznie. Nie jestem ruiną.

A politycznie?

Mówiłem już, że to kolejny zakręt. I zobaczymy, co za tym zakrętem będzie. Najpierw musimy się w tej małej grupie, w tym doborowym towarzystwie zorganizować.

Reklama

Tych wyrzuconych.

Tak. Przecież Staszek Huskowski to jest legenda podziemia. A Jacek Protasiewicz jest bardzo zdolnym politykiem i na pewno jeszcze nie powiedział ostatniego słowa. Żaden z nas, a ja na pewno, nie zamierza robić nic, żeby Platformę osłabiać.

Sam pan przyznał, że jest opozycją przy opozycji.

Jak śmieje się jedna moja znajoma, jestem klasycznym przykładem żołnierza wyklętego.

Jeszcze kilka lat temu takiego żarciku by pan nie powtarzał.

Przeszedłem długą drogę, ewolucję ideową, którą trudno nazwać koniunkturalizmem, bo dzisiaj w Polsce jest raczej koniunktura na prawicę. Najlepszy dowód, że nawet Grzegorz Schetyna chce tam sytuować PO. Zobaczymy, bo jak to mówił Kazimierz Górski, gra się tak, jak przeciwnik pozwala. Oczywiście, lepiej być w dużym klubie parlamentarnym, ale można też być w małym kole i działać.

Jesień w Sejmie może być gorąca, przecież zapowiada się kolejna odsłona walki o Trybunał Konstytucyjny, nie wykluczam, że PiS kolejny raz zaostrzy kurs, zacznie się wsadzanie ludzi do więzień, będzie próba zamachu na Warszawę.

Pana wsadzą do więzienia?

Mnie? A za co? Raczej będą szukali innych kandydatów. U Kaczyńskiego nic nie dzieje się bez przyczyny. Działa w stalinowskim duchu, że wraz z postępami socjalizmu, narasta walka klasowa. Powiedział to trochę innymi słowami 10 sierpnia.

Całkiem niedawno mu pan przyklaskiwał.

Ludzie mają prawo się zmieniać. Zresztą w PiS uchodziłem za lewe skrzydło. Pamięta pani, że to ja szedłem z Rydzykiem na udry, kiedy miałem odwagę powiedzieć, że skierował haniebne słowa pod adresem pani prezydentowej Marii Kaczyńskiej. Wiem, że nie pasowałem do zakonu PiS. Miałem jednak ten komfort, że byłem w dobrych relacjach zarówno z Lechem, jak i z Jarosławem. Zapewne uważali, że jestem użyteczny. Proszę zauważyć, że przez ostatnie prawie siedem lat nie powiedziałem żadnego złego słowa na prezydenta Kaczyńskiego. Zresztą nie miałbym czego powiedzieć. Oczywiście on miał wady, nie był święty, ale nie żałuję ani jednego momentu pracy z nim. Jednak nie powołuję się na tę spuściznę, bo uważam, że nie mam do tego prawa. Lech Kaczyński nie podzielałby tego, co teraz robię, miałby pewnie do mnie gigantyczne pretensje. Trochę mnie tylko śmieszy, że ze strony internetowej PiS-u wycięto fragment filmu, w którym Lech Kaczyński po wygranych wyborach prezydenckich dziękuje także mnie... Stalinowska metoda wycinania ludzi wraz z rozwojem wydarzeń.

Panie pośle, jestem prawie pewna, że gdyby teraz prezes Kaczyński rozłożył ręce i powiedział: „Misiu, chodź, to pan by poszedł”.

Nie, nie poszedłbym. Miałem już takie oferty.

Od prezesa?

Nie bezpośrednio od niego, ale od ludzi z jego bardzo bliskiego otoczenia. Proszę pamiętać, że mnie z PiS nie wyrzucono, sam z niego odszedłem na skutek takich, a nie innych przemyśleń.

Odszedł pan, bo był pan przekonany, że Jarosław Kaczyński wygra wybory prezydenckie i pan będzie miał realną władzę w PiS.

Chwileczkę, odszedłem z PiS, rezygnując przy tym z bardzo zaszczytnej funkcji szefa frakcji w Parlamencie Europejskim. I odchodziłem z myślą, że może to być koniec mojej kariery politycznej. Nawet już się do tej myśli przyzwyczaiłem.

Przecież pan kalkulował.

Wtedy nie wierzyłem, że Jarosław Kaczyński będzie się w stanie zmienić, nie przypuszczałem, że zrobi to, co zrobił, czyli wystawi Andrzeja Dudę na prezydenta, a Beatę Szydło na premiera i schowa się na czas kampanii wyborczej. Ja uważałem, i najwyraźniej Jarosław Kaczyński się ze mną zgodził, że on pod swoim szyldem wyborów nie wygra.

Ogłosił pan nawet koniec PiS i dał taki tytuł swojej książce, którą teraz można kupić na przecenach.

Wiele książek jest przecenionych, nie tylko moja. Ale nigdy nie twierdziłem, że Kaczyński nie ma zmysłu politycznego. To jest wyjątkowo zdolny polityk.

Pan by chciał być taki jak on, mieć taką władzę.

Nie. Kiedyś Lech Kaczyński powiedział o mnie: „Michał nie chce mieć władzy, on chce mieć wpływy”. I to jest bardzo trafna ocena. Ja lubię mieć wokół siebie dużo ludzi, dużo znajomych. Nigdy też nie cierpiałem na manię tytułów, może dlatego że wcześnie zostałem posłem, w międzyczasie byłem jednym, drugim ministrem i sam się przekonałem, że to naprawdę nie o to chodzi. Wie pani, oglądałem niedawno kolejny sezon „House od Cards”. Jestem amerykanistą, więc amerykańska polityka mnie bardzo interesuje.

Cały wywiad w piątkowym Magazynie DGP i na eDGP.