Zużycie gazu na głowę wynosiło w Polsce w 2014 roku 418 m sześc. przy 850 metrach średnio w Unii Europejskiej. Polska jest mniej zależna od importu gazu niż większość krajów UE, ale na zależność tę jest wyczulona. Stąd poszukiwania innych rozwiązań. Oprócz geopolityki liczy się jednak też ekonomia.

Ponad jedną czwartą zapotrzebowania na gaz pokrywamy wydobyciem własnym, które w ostatnich latach stabilizuje się na poziomie 4,3 – 4,5 mld m sześc. i wystarczy dla zaspokojenia potrzeb gospodarstw domowych. Zużycie gazu ziemnego rośnie, ale jest na niższym poziomie niż zakładały wieloletnie prognozy. Import gazu ziemnego kosztuje Polskę (w zależności od cen) od 4 do 6 mld dolarów rocznie, podczas gdy import ropy naftowej (ok 25 mln ton rocznie) kosztuje nawet przy dzisiejszych niskich cenach ponad dwukrotnie więcej.

Nord zagrożenie

Gazociąg Północny jest w Polsce uważany za problem o pierwszorzędnym znaczeniu geopolitycznym. W konsorcjum Nord Stream 51 proc. udziałów ma rosyjska firma Gazprom, niemieccy partnerzy Wintershall należący do BASF i E.ON Ruhrgas po 20 proc., holenderska firma N.V. Nederlandse Gasunie – 9 proc. Jest to zatem przedsięwzięcie ze znacznym udziałem firm pochodzących z krajów należących do Unii Europejskiej i podlega unijnym przepisom. Nasz punkt widzenia jest inny. Polska traktuje Gazociąg Północny jako poważne zagrożenie bezpieczeństwa gazowego, gdyż dzięki niemu Rosja zyskała możliwość przesyłania gazu do Europy Zachodniej z pominięciem gazociągu Jamalskiego, przechodzącego przez Polskę.

Polityka gazowa Unii Europejskiej zmierza do stworzenia w Europie dobrze działającego, płynnego rynku gazowego. Zmierzają do tego kolejne dyrektywy gazowe (ostatnia z lipca 2009 roku). Narzuciły one zasadę dostępu trzeciej strony do infrastruktury gazowej (TPA). Właściciel gazociągu nie ma prawa odmówić transportu gazu, niezależnie od tego, kto jest jego właścicielem. Co więcej zmusiła ona spółki energetyczne do rozdziału części zajmujących się dystrybucją i osobnych spółek zarządzających gazociągami. Dzięki temu firmy unijne, także polskie, mają dostęp do odcinka gazociągu jamalskiego, przebiegającego przez nasz kraj.

Reklama

Inwestycje Gazpromu w Europie są monitorowane przez Komisję Europejską, która domaga się od rosyjskiego monopolisty przestrzegania w Europie prawa unijnego. Rosyjska spółka musi poddawać się testom unijnym, badającym czy nie stosuje praktyk monopolistycznych, za co grożą kary finansowe. Musi negocjować z unijnymi komisarzami zgodę na kolejne przedsięwzięcia.

Gdybyśmy bardziej ufali prawu unijnemu i zdolności Unii do narzucania swoich regulacji, obawy wobec Nord Stream byłyby być może mniejsze, a nawet powstałaby możliwość wykorzystania go dla naszych celów. Gazociąg Północny ma połączenie z gazociągiem OPAL (Ostsee Pipeline Anbindungs-Leitung), który rozpoczyna się w pobliżu miejscowości Lubmin koło Greifswaldu przy granicy z Polską, biegnie wzdłuż granicy z Polską w kierunku Czech, a potem Słowacji. Właścicielami tego gazociągu są firmy niemieckie. Dostarcza on gaz do Niemiec i Czech, a wkrótce także do Słowacji i Francji. Tu warto dodać, że gaz z Nord Stream trafia także do Polski, poprzez rewers na gazociągu jamalskim.

Komisja Europejska narzuciła Gazpromowi ograniczenia, jeśli idzie o korzystanie z gazociągu OPAL. Miał on prawo do 50 proc. przepustowości. W ostatni piątek Komisja zgodziła się na podniesienie tego limitu do 80 proc., ale jeśli Komisja stwierdzi, że Gazprom wykorzystuje swą pozycję do celów niezgodnych z zasadami konkurencji, może ograniczyć jego dostęp do gazociągu OPAL.

W przeszłości zdarzało się, że Gazprom ograniczał na kilka dni dostawy gazu do Europy Zachodniej, w tym do Polski, na skutek sporów z Ukrainą lub Białorusią. Gazociąg podmorski, omijający Ukrainę i Białoruś może być groźny dla tych krajów. Sytuacja Polski jest inna. Dopóki nasz kraj ma dostęp do europejskiego rynku gazowego trudno mówić o zagrożeniu naszego bezpieczeństwa gazowego.

>>> Polecamy: Polska eksportuje 90 proc. tego paliwa. Mogłoby zastąpić węgiel

Brama Północna

Perspektywa możliwości zwiększenia dostaw gazu rosyjskiego przez gazociąg OPAL skłoniła ministra energetyki Krzysztofa Tchórzewskiego do oświadczenia, że w tej sytuacji Polska przyspieszy projekt tzw. Bramy Północnej, która ma uniezależnić Polskę od gazu rosyjskiego i dzięki któremu możemy stać się poważnym graczem na europejskim rynku gazowym.

– Obserwujemy ścieranie się dwóch idei dotyczących przyszłej metody zapewnienia funkcjonowania tego rynku, które ze sobą konkurują – mówił minister na V Kongresie Przemysłu Gazowniczego, który odbył się pod koniec października. – Jedna bazuje na projekcie Nord Stream 2 i prowadzi do pogłębienia istniejącego od lat modelu opartego na uzależnieniu się od jednego dostawcy i mniejszego bezpieczeństwa. Druga z kolei opiera się na Bramie Północnej i terminalu LNG, zapewnieniu dostępu do nowych źródeł dostaw oraz nowych dostawców, zwiększeniu bezpieczeństwo poprzez realną dywersyfikację oraz umożliwienie tworzenia konkurencyjnego rynku gazu w regionie.

Projekt Brama Północna obejmuje terminal gazowy w Świnoujściu, który został zbudowany kosztem 3638 mln zł (w tym dofinansowanie z UE wyniosło 888 mln zł) oraz projektowany gazociąg Baltic Pipe, łączący Świnoujście z Danią, a dalej ze złożami gazowymi w szelfie norweskim. Eksperci obawiają się jednak, że Gazoport przez wiele lat będzie przynosił straty, a jego wykorzystanie pozostanie niewielkie.

Co do opłacalności Baltic Pipe są różne opinie. Piotr Naimski, sekretarz stanu w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, odpowiedzialny za strategiczną infrastrukturę energetyczną, występując 18 października w Parlamencie Europejskim zapowiedział, że Polska nie przedłuży wieloletniego kontraktu na dostawy gazu do Polski przez Gazprom, który wygasa w roku 2022 i zamierza kupować gaz z innych źródeł. Oprócz statków z gazem źródłem tym może być Balitic Pipe.

Jest to już trzecia próba zbudowania gazociągu, którym miałby płynąć gaz z norweskiego szelfu. Pierwsza została podjęta w roku 1999, druga zaś w 2007 r. Obie zostały zatrzymane po kolejnej zmianie rządu. Rurociąg miałby być położony na dnie Bałtyku od Danii (kilkadziesiąt km na południowy zachód od Kopenhagi) i prowadzić do Świnoujścia, gdzie znajduje się Gazoport. Jego długość to 200 do 290 km. Dokładna trasa zostanie wytyczona w przyszłym roku. Będzie uwzględniała między innymi problemy ekologiczne.

Koszt inwestycji szacowany jest na 800 mln euro, a przepustowość ma wynieść do 10 mld m sześc. rocznie. Dodatkowo należałoby rozbudować infrastrukturę gazową w Norwegii, by możliwe było zwiększenie dostaw do Danii i Polski. Obecnie istnieją dwa norweskie gazociągi, które przecinają duńskie wody terytorialne. Dania nie ma jednak połączenia z tym systemem.

Norwegia jest dostawcą mniej więcej jednej czwartej gazu importowanego przez kraje Unii Europejskiej. Największymi jego odbiorcami są Niemcy, Wielka Brytania i Belgia. Największe złoża znajdują się w północnej części szelfu, na Morzu Barentsa i jego eksploatacja jest kosztowna. Ambasador Norwegii przy Unii Europejskiej Oda Helen Sletnes na tym samym posiedzeniu Parlamentu Europejskiego, na którym przemawiał Naimski, wyraziła sceptycyzm co do opłacalności projektu. Według ekspertów im większa przepustowość, tym większe szanse na opłacalność projektu. Aby tak się stało Polska musiałaby część importowanego gazu odsprzedawać, bo samo go aż tyle nie potrzebuje.

Dlatego polskie firmy (prawdopodobnie PGNiG) będą starały się zbudować swą pozycję dostawcy gazu do innych krajów Europy Środowej. Tu natrafią jednak na konkurencję Gazpromu. Największym ekonomicznym ryzykiem jest kupowanie drogiego gazu norweskiego i sprzedawania go innym poniżej ceny, oferowanej przez rosyjskiego monopolistę.

Polska i Dania złożyły wniosek do Komisji Europejskiej w sprawę dofinansowania projektu, nazwanego Baltic Pipe. Po stronie duńskiej beneficjentem będzie Energinet.Dk – przedsiębiorstwo non-profit, podlegające duńskiemu Ministerstwu Energetyki, a po stronie polskiej GAZ-SYSTEM.

Maksymalna wielkość dofinansowania może wynieść 400 mln euro. Komisja wspiera projekty połączeń gazowych między państwami członkowskimi, ale muszą one mieć uzasadnienie ekonomiczne. Sprawa jest rozpatrywana przez Agencję Wykonawczą Innowacji i Sieci (INEA), która sporządza studium wykonalności, obejmujące analizę ekonomiczną, techniczną, środowiskową oraz analizę rozwoju regionalnego rynku. Prace agencji INEA mają się zakończyć w grudniu i zapewne wówczas zostanie podjęta decyzja o ewentualnym dofinansowaniu projektu.

Duński rząd popiera projekt Baltic Pipe. Zadeklarował to przed kilku dniami duński minister spraw zagranicznych Kristian Jensen podczas konferencji Zgromadzenia Parlamentarnego NATO, 25 października. Ostateczna decyzja będzie jednak zależała od analizy, przeprowadzonej przez INEA.

Dla Polski projekt ma sens nie tylko ekonomiczny, ale przede wszystkim polityczny. Nasz rząd namawia Danię, by zablokowała Nord Stream II, który będzie przebiegał przez jej szelf, argumentując zagrożeniem dla środowiska naturalnego. Dania podchodzi jednak do projektów Baltic Pipe oraz Nord Stream jak do zwykłego biznesu. Jensen stwierdził, że jego kraj nie zablokuje Gazociągu Północnego, natomiast sprawa Nord Stream II powinna być przedmiotem obrad Rady Europejskiej.

Powstanie problem, jeśli studium przeprowadzane przez INEA okaże się niekorzystne dla Baltic Pipe. Rząd polski wydaje się zdeterminowany by projekt zrealizować za wszelką cenę. Nie wiadomo jednak, czy będzie go kontynuował bez dofinansowania z Unii i czy weźmie na siebie część ewentualnych kosztów inwestycji w Danii i Norwegii. Piotr Naimski stwierdził w Parlamencie Europejskim, że do roku 2019 zaawansowanie prac będzie tak duże, że nie będzie możliwości wycofania się. Dostawy gazu z Norwegii mogą więc całkowicie zastąpić gaz rosyjski, choć ekonomiczna cena nie jest znana.

Kosztowna dywersyfikacja

zuzycie_gazu_PSPolska nie jest już zależna w przypadku gazu tylko od jednego dużego kontraktu z Gazpromem. Poprzez terminal gazowy w Świnoujściu możemy sprowadzać do 5 mld m sześc. gazu rocznie. Mamy podpisanych kilka kontraktów z różnymi podmiotami, działającymi na rynku europejskim. Dzięki rewersowi na gazociągu jamalskim możemy kupować z kierunku zachodniego do 8 mld m sześc. gazu rocznie, a w sytuacjach nadzwyczajnych nawet więcej.

Realizowana jest również budowa interkonektora, łączącego sieci gazowe Polski i Litwy, na co Komisja Europejska przyznała dotację w wysokości 295,4 mln euro. Możemy więc sprowadzać gaz nie tylko przez terminal w Świnoujściu, ale też terminal w Kłajpedzie.

Obecnie Polska płaci wyższą cenę za rosyjski gaz, niż Niemcy i inne kraje Europy Zachodniej. Dywersyfikacja dostaw może więc być środkiem nacisku na Gazprom, by sprzedawał go taniej. Taką metodą posłużyła się Litwa, która wzięła w leasing pływający terminal, pozwalający na przyjmowanie rocznie do 2,2 mln ton płynnego gazu, który można zamienić na 4 mld m sześc. gazu naturalnego. Jego pojemność jest większa niż wynoszą potrzeby trzech krajów bałtyckich, ale Litwa nie zaprzestała importu z Rosji. W negocjacjach z Gazpromem (Litwa nie ma umowy wieloletniej na dostawy gazu) pokazuje, że ma alternatywę.

W sumie w grę wchodzą dwie możliwości dalszego rozwoju gazowej sytuacji Polski. Budowa nowego połączenia z Danią i Norwegią, tak jak przedtem Gazoportu, zwiększać będzie pozycję negocjacyjną z Gazpromem i z Rosją, co jest ważne z punktu widzenia ceny kupowanego gazu. Całkowite przerwanie dostaw ze wschodniego kierunku, może to oznaczać, że za gaz będziemy płacili więcej niż dotychczas. Z ekonomicznego, jak i geopolitycznego punktu widzenia najlepiej aby żadna z opcji nie była wykluczona. Każdy monopolista ma ochotę korzystać z okazji.