Gdy 1 maja 2004 r. Polska wchodziła do Unii Europejskiej, była krajem o najwyższym w całej Wspólnocie bezrobociu na poziomie 20 proc. Dziś – według metodologii opartej na rejestrach urzędów pracy – to 5 proc. Liczba osób bez pracy spadła w tym czasie z ponad 3 mln poniżej 800 tys. Z ostatnich danych Eurostatu – Europejskiego Urzędu Statystycznego, wynika, że Polska miała w sierpniu trzecią najniższą, mierzoną metodą badania aktywności zawodowej ludności, stopę bezrobocia w Unii Europejskiej z poziomem 2,8 proc. za Maltą (2,7 proc.) i Czechami (2,5 proc.). Średnia w UE wyniosła 5,9 proc., a w strefie euro 6,4 proc.

Nowe miejsca pracy

Według Eurostatu w I kw. 2023 r. liczba pracujących w Polsce po raz pierwszy w historii przekroczyła 17 mln osób. Z unijnych statystyk opublikowanych pod koniec września wynika też, że jesteśmy w czołówce pod względem wzrostu wskaźnika zatrudnienia, obejmującego osoby w wieku 20–64 lata. Między IV kw. 2019 r., a więc tuż przed wybuchem pandemii, i II kw. 2023 r. zwiększył się on u nas aż o 5 pkt proc., z 72,6 proc. do 77,6 proc. przy średniej w UE na poziomie 75,4 proc., która poszła w tym czasie w górę o 2,5 pkt proc.

Skąd ten polski sukces? To rezultat szybkiego wzrostu gospodarczego, którego efektem było powstawanie nowych miejsc pracy. Ostatnio ich liczba rośnie nawet mimo naturalnych przyczyn mogących ograniczać aktywność biznesu.

Poza wciąż toczącą się wojną za wschodnią granicą Polski, doszły do tego podwyższona inflacja, rosnące koszty surowców, prowadzenia działalności oraz życia. Wygląda jednak na to, że organizacje w pewien sposób przeczekały ten czas. I choć w poprzednim kwartale decyzje o zatrudnieniu podejmowane były bardzo ostrożnie, to nadchodzący czas wygląda obiecująco dla rynku pracy. Głęboko wierzę, że pomimo trudności ten optymizm już z nami pozostanie – mówi Tomasz Walenczak, dyrektor generalny ManpowerGroup w Polsce.

Analitycy wskazują, że liczba aktywnych zawodowo według BAEL zwiększyła się o ok. 920 tys. w latach 2010–2022. Składa się na to wzrost liczby zatrudnionych o 2,2 mln przy spadku liczby bezrobotnych o 1,3 mln osób. Tym samym w I kw. 2023 r. najwyższe w historii były: stopa aktywności zawodowej wśród osób w wieku 15–89 lat (58,4 proc.) oraz wskaźnik zatrudnienia (56,7 proc.). W porównaniu do I kw. 2010 r. liczby te wzrosły odpowiednio o 5,3 pkt proc. i 9,4 pkt proc.

W ubiegłorocznym raporcie Zakładu Ubezpieczeń Społecznych „Zmiany demograficzne a rynek pracy i ubezpieczenia społeczne” Jarosław Oczki wskazuje, że stopa bezrobocia w Polsce charakteryzuje się 10-letnią cyklicznością, uwarunkowaną poziomem skumulowanego wzrostu produktu krajowego brutto. Szczytowym wartościom stopy bezrobocia w latach 1993, 2003 oraz 2013 towarzyszył okres spowolnienia gospodarczego, natomiast lata, w których stopa bezrobocia osiągała lokalne minima: 1998, 2008 oraz 2019, były poprzedzane bezpośrednio okresami, w których występował wysoki, ponad 5-proc. wzrost gospodarczy.

Mało nas

Ważnym czynnikiem wpływającym na sytuację na rynku pracy jest demografia. Na skutek starzenia się społeczeństwa roczniki odchodzące na emeryturę nie są w pełni zastępowane przez osoby zaczynające karierę. To zjawisko się pogłębia. Na przykład w 2019 r. na rynek pracy weszło ok. 400 tys. osób, natomiast wyszło z niego ok. 550 tys. Tylko jednego roku rynek ten zubożał więc o ok. 150 tys. potencjalnych pracowników. To też jeden z powodów, dla których od kilku lat coraz częściej mówi się w Polsce o rynku pracownika i coraz głośniej słychać narzekania pracodawców na brak rąk do pracy.

Jak wskazują analitycy rynku pracy, przez pierwszą dekadę XXI w. liczba osób w wieku produkcyjnym (15–64 lat) rosła, a szczyt osiągnęła w 2009 r. (27,2 mln osób). W latach 2009–2022 nastąpił spadek o ok. 10 proc. Jednocześnie od 2009 r. przybyło ok. 2,1 mln osób w wieku 65+, przy niezmienionej liczbie osób w wieku poniżej 15 lat.

Z prognoz Oxford Economics wynika, że do końca 2040 r. liczba ludności w wieku produkcyjnym w Polsce będzie stopniowo spadać. Tempo to ulegnie przyspieszeniu zwłaszcza po 2035 r. Przewiduje się, że już za niecałe 17 lat liczba ludności w wieku produkcyjnym zmaleje o 8,4 proc.

Cudzoziemcy nakręcają koniunkturę

Po 2014 r., kiedy rozgorzał konflikt w Ukrainie, który zamienił się w lutym 2022 r. w pełnoskalową wojnę, do Polski napływały setki tysięcy, a okresowo nawet miliony ludzi zza wschodniej granicy. W efekcie, jak podaje GUS, na koniec grudnia 2022 r. było w Polsce ponad milion pracowników zagranicznych – tj. o 27,3 proc. więcej niż w końcu stycznia ub.r. W tej liczbie 432,6 tys. stanowili cudzoziemcy wykonujący umowy cywilnoprawne. Udział cudzoziemców w ogólnej liczbie osób wykonujących pracę w Polsce zwiększył się z 5,2 proc. na początku do 6,5 proc. w końcu 2022 r. Dane Zakładu Ubezpieczeń Społecznych o cudzoziemcach zgłoszonych do ubezpieczenia społecznego mówią o 1,063 mln pracowników, z czego 745,98 tys. stanowili obywatele Ukrainy.

Tak potężny napływ nie spowodował napięć społecznych wynikających z tego, że „przybysze zabierają pracę swoim”. Stało się tak dlatego, że – mówiąc najprościej – podaż rąk do pracy nie nadążała za szybko rozwijającą się gospodarką, a cudzoziemscy pracownicy łagodzili napięcia na rynku pracy.

Zdaniem analityków PKO BP ich obecność miała wręcz zbawienny wpływ na polską gospodarkę. Podkreślają oni, że dostępność nowych pracowników umożliwiała zaspokajanie stale rosnącego popytu zagranicznego i generowanie nowych stanowisk pracy. Gdyby tych napływów dodatkowej podaży pracy zabrakło, przedsiębiorstwa w większym stopniu odczuwałyby niedobory kadrowe, a wzrost aktywności gospodarczej byłby słabszy.

Rynek odporny na wstrząsy

Co jednak najciekawsze, polski rynek pracy okazał się niemal zupełnie niewrażliwy na potężne kryzysy, jakie światowa i polska gospodarki przeszły w ostatnich latach. Podczas pandemii COVID-19, gdy gospodarka praktycznie stanęła, bezrobocie wzrosło nieznacznie – owszem liczba zarejestrowanych osób bez pracy przekroczyła milion (w szczycie, w lutym 2021 r. było to prawie 1,1 mln osób), ale dość szybko spadła do obecnych poziomów – poniżej 800 tys.

Na spowodowaną wojną płytką recesję polskiej gospodarki w I połowie 2023 r. rynek pracy praktycznie nie zareagował. Zarówno stopa bezrobocia, jak i liczba bezrobotnych systematycznie spadały. I może tak pozostać.

Relatywnie mała wrażliwość na kryzys covidowy wynika ze skoordynowanych działań rządu i banku centralnego, dla których priorytetem w okresie zagrożeń stało się utrzymanie miejsc pracy. Stąd potężne wsparcie dla przedsiębiorców w ramach kolejnych tarcz covidowych. Z jednej strony rządowe dotacje, z drugiej – polityka monetarna NBP zapewniły firmom takie warunki, że obyło się bez masowych zwolnień, chociaż oczywiście był to bardzo trudny okres dla bardzo wielu firm, a szczególnie dla sektora usług.

Obecne spowolnienie (zapewne wzrost PKB Polski w 2023 r. będzie na bardzo niewielkim plusie, poniżej 1 proc.) także raczej nie zaowocuje zwolnieniami. Niedobory na rynku pracy powodują, że w ostatnich latach pracodawcy znacznie bardziej wstrzemięźliwie decydują się na redukcję zatrudnienia niż w poprzednich dekadach.

Ponadto bardzo szybki wzrost gospodarczy zaowocował wyraźnym wzrostem płac (także za sprawą podwyżek płacy minimalnej, która podnosiła całą siatkę płac w wielu firmach). A to oznacza, że pracodawcy mogą dostosowywać się do spowolnienia poprzez kanał płacowy, tzn. podnosząc płace mniej, niż wynikałoby to ze wzrostu inflacji, unikając znacznie boleśniejszych dla pracowników redukcji zatrudnienia.

Są wyzwania

To, że nasz rynek rozwinął się i dojrzał, nie oznacza, że nie będzie musiał się zmierzyć w najbliższych latach z nowymi wyzwaniami.

Zmiany do 2030 r. będą postępowały dynamicznie. Największe zamieszanie zrobi sztuczna inteligencja, która jest rewolucją porównywalną, a może nawet większą niż dotychczasowe rewolucje przemysłowe. Mówimy o kasowaniu całych zawodów, które staną się niepotrzebne. W ich miejsce oczywiście powstaną inne, ale pytanie, na ile szybko uda się wykształcić pożądane kompetencje wśród pracowników? Do tego przez cały czas mierzymy się z innymi zjawiskami, takimi jak: starzenie się społeczeństwa, migracje pracowników, nierówności płacowe czy wyzwania związane z zieloną transformacją. To wszystko wydarzy się i warto mieć świadomość tych zmian, i już teraz próbować się na nie przygotować – mówi Krzysztof Inglot, ekspert rynku pracy, założyciel Personnel Service.

SA

ikona lupy />
fot. materiały prasowe