W listopadzie br. o kredyt mieszkaniowy wnioskowało 31,72 tys. kredytobiorców wobec 33,60 tys. rok wcześniej – to spadek o 5,6 proc. - podało we wtorek Biuro Informacji Kredytowej. Średnia kwota wnioskowanego kredytu mieszkaniowego w listopadzie br. wyniosła 300,21 tys. zł i była o 6,6 proc. wyższa niż w listopadzie 2019 r.

Listopadowy BIK Indeks Popytu na Kredyty Mieszkaniowe wyniósł -4,4 proc., co oznacza, że w listopadzie 2020 r., w przeliczeniu na dzień roboczy, banki i SKOK-i przesłały do BIK zapytania o kredyty mieszkaniowe na kwotę niższą o 4,4 proc. wobec listopada 2019 r.

W komentarzu do danych BIK Turek zauważył, że druga fala epidemii przyniosła tylko niewielki spadek popytu na kredyty, a na polskim rynku mieszkaniowym i kredytowym panuje dużo mniej niepewności niż wiosną. "Zarówno Polacy, jak i same banki, znacznie lepiej są w stanie ocenić konsekwencje, które epidemia będzie miała dla ich portfeli i koniunktury w mieszkaniówce. Pewnie też dlatego listopad przyniósł tylko nieznacznie gorszy niż przed rokiem odczyt popytu na hipoteki. Najnowsze dane BIK pokazują, że łączna kwota, którą Polacy chcieli pożyczyć na zakup mieszkań, była w listopadzie tylko o 4,4 proc. niższa niż przed rokiem" - podkreślił ekspert.

Zauważył, że choć w listopadzie złożono trochę mniej wniosków kredytowych niż przed rokiem, to pojedynczy wniosek o kredyt opiewał na wyższą kwotę - średnio ponad 300 tysięcy zł.

Reklama

"Jeszcze w październiku indeks sugerował ponad 8-proc. wzrost popytu. Widoczne jest więc pogorszenie, ale relatywnie niewielkie. Przypomnijmy, że wiosną sytuacja rozwijała się zgoła odmiennie. Podczas gdy jeszcze w lutym indeks popytu mówił o prawie 28-proc. wzroście popytu na kredyty (w ujęciu r/r), to w kwietniu, kiedy Polacy byli zmuszeni siedzieć w domach, BIK zanotował prawie 28-proc. spadek. Gdyby wprost porównywać te sytuacje, to można dojść do wniosku, że druga fala epidemii spowodowała 4-5 razy mniej gwałtowną reakcję po stronie kredytobiorców" - zaznaczył Turek.

Zwrócił uwagę, że także banki spokojniej zareagowały na drugą falę epidemii. "Powstrzymały się od nerwowych ruchów, które wykonywały jeszcze na wiosnę. Przypomnijmy, że doszło wtedy do wyraźnego zaostrzenia polityki udzielania kredytów mieszkaniowych przez większość banków. Ruch ten obserwowaliśmy od pierwszych tygodni epidemii. Banki pierwotnie spodziewały się spadku cen mieszkań i ograniczenia popytu na nieruchomości. To dlatego wprowadzały wyższe wymagania odnośnie wkładu własnego i źródeł dochodów potencjalnych kredytobiorców oraz podnosiły marże kredytowe" - przypomniał.

Dodał, że pod koniec wiosny banki zaczęły powoli ułatwiać dostęp do kredytów. "Najpierw dotyczyło to ceny takiego długu (dokładnie marży, czyli obok WIBORU, składnika oprocentowania kredytów). Potem dopiero liberalizację można było zobaczyć poprzez spadek wysokości wymaganego wkładu własnego czy trochę odważniejsze akceptowanie takich źródeł dochodów jak umowy śmieciowe czy samozatrudnienie. Najnowsze dane napływające z tego rynku sugerują, że banki nie zaostrzają kryteriów udzielania kredytów" - wskazał analityk.

Jego zdaniem wszystkie te elementy dają szanse na to, że sprzedaż kredytów mieszkaniowych będzie w czwartym kwartale br. wyższa niż przed rokiem. Jak argumentował, lepsze prognozy na czwarty kwartał mogą po części wynikać z przeniesienia popytu z poprzednich miesięcy. "Do tego działania Rady Polityki Pieniężnej powodują, że kredyty są dziś najtańsze w historii. Na przykład hipoteki udzielane w październiku były oprocentowane na niecałe 2,9 proc. w skali roku" - zauważył.

"Mało tego, wszystko wskazuje na to, że nie tylko w 2020, ale też w 2021 czy 2022 roku realne oprocentowanie kredytów mieszkaniowych będzie ujemne. Chodzi o to, że inflacja szybciej będzie podgryzała siłę nabywczą kapitału pożyczonego na zakup mieszkania, niż banki będą naliczały od niego odsetki. Ostatecznie same banki, ułatwiając dostęp do kredytów, powinny też akceptować coraz więcej składanych przez Polaków wniosków. Gdyby tego było mało, to pozytywnie na sprzedaż hipotek działa fakt, że mieszkania są dziś postrzegane jako bezpieczna i zyskowna przystań dla kapitału" - ocenił analityk.