O potrzebie rozwoju energetyki jądrowej mówi się od lat. Polska infrastruktura mocy wytwórczych w energetyce jest przestarzała. W perspektywie kilku dekad nastąpią wyłączenia bloków energetycznych niezdatnych do dalszej eksploatacji. „O ile w latach 2020–2034 w Polsce do eksploatacji mają zostać oddane źródła o mocy 14,2 GW, o tyle od sieci odłączone zostaną jednostki o mocy w sumie 18,8 GW, z czego ponad 90 proc. stanowić będą elektrownie na węgiel kamienny i brunatny. Jednocześnie do 2034 r. potencjał wytwórczy krajowych źródeł spadnie o około 11 proc. (tj. o 4,6 GW), a dostępna w systemie moc zmniejszy się o 31 proc. (tj. o 10,6 GW). To ostatnie będzie wynikać z szybkiego zastępowania konwencjonalnych elektrowni przez OZE, które mają znacznie niższy tzw. współczynnik dyspozycyjności” – czytamy w raporcie „Jak zaszczepić atom w Polsce”, opracowanym przez serwis „Polityka Insight” i kancelarię Baker McKenzie.

Odnawialne źródła energii nie są w stanie dostarczyć tyle mocy, ile potrzeba, aby radykalnie ukrócić zależność od węgla

Podczas gdy na horyzoncie rysuje się deficyt mocy, zapotrzebowanie na energię elektryczną stale rośnie. Aby choć częściowo wypełnić lukę podażową, nie uzależniając się od importu, trzeba pilnie rozpocząć inwestowanie w infrastrukturę jądrową. Scenariusz minimum zakłada, że w 2035 r. będą funkcjonować reaktory jądrowe o mocy 2,2 GW, a w 2040 r. 4,4 GW, z udziałem w miksie energetycznym na poziomie odpowiednio 11,9 i 20,7 proc. Według autorów raportu, „taki przyrost mocy (…) wymusi stosunkowo wolne tempo wycofywania bloków konwencjonalnych. W bardzo ograniczonym stopniu zniweluje on bowiem prognozowany przez URE spadek mocy dyspozycyjnych w systemie do 2036 r. z 33,95 do 27,55 GW”.

Co więcej, wciąż otwarta pozostaje realizacja europejskiej agendy klimatycznej. Nawet jeśli nie zdecydujemy się na redukcję emisji o co najmniej 55 proc. do 2030 r., to stan, w którym ponad 70 proc. energii elektrycznej czerpiemy z węgla, jest nie do utrzymania. Odnawialne źródła energii nie są w stanie dostarczyć tyle mocy, ile potrzeba, aby radykalnie ukrócić zależność od węgla. Ponadto, w przeciwieństwie do OZE, elektrownie jądrowe są stabilnym i dyspozycyjnym źródłem energii, zdolnym pracować niezależnie od warunków pogodowych przez okrągły rok.

Reklama

Bezpieczeństwo energetyczne

Atom to gwarancja bezpieczeństwa energetycznego. Po pierwsze, zapewni niezakłóconą podaż energii elektrycznej i zmniejszy zależność od jej importu. Po drugie, ruda uranu (surowiec do produkcji paliwa jądrowego) jest czerpana z państw stabilnych politycznie, a jej ilość niezbędna do funkcjonowania reaktorów jest niewielka, co eliminuje problem z transportem i magazynowaniem. „Większym wyzwaniem nie będzie też fluktuacja cen uranu na rynkach międzynarodowych. Koszt zakupu paliwa stanowi bowiem jedynie około 20 proc. kosztów działania elektrowni jądrowych wobec 80–90 proc. w przypadku siłowni konwencjonalnych. Co więcej, polskie elektrownie będą mogły kupować uran za pośrednictwem Agencji Dostaw Euratomu, która zaopatruje inne unijne reaktory w ten metal. Dzięki temu Polska będzie miała dostęp do znacznie bardziej atrakcyjnych stawek za paliwo” – zauważają autorzy raportu „Polityki Insight”.

Rozwój energetyki jądrowej będzie generował impuls technologiczno-inwestycyjno-naukowy. Dzięki temu powstaną specjalne wydziały na politechnikach, a na rynku nowe miejsca pracy, zaś polskie firmy zyskają know-how i będą mogły dzięki nim zwiększyć swoją konkurencyjność. Zgodnie z założeniami Programu Polskiej Energetyki Jądrowej (PPEJ) z 2020 r. 40 proc. wartości prac przy budowie pierwszego bloku jądrowego wykonają nasze rodzime firmy. Rząd zapewne chce, aby przy kolejnych blokach było podobnie. To ważne, bowiem koszt wszystkich planowanych inwestycji w latach 2026–2039 może wynieść ponad 1 bln zł.

Rozwój energetyki jądrowej wymaga systematycznego budowania poparcia dla idei atomu. Wydaje się, że na poziomie politycznym panuje ponadpartyjny konsensus w tej sprawie

W 2020 r. miał stanąć pierwszy blok jądrowy. W tym celu powołano spółkę celową PGE EJ1 (głównym inwestorem miała być Polska Grupa Energetyczna) i pełnomocnika ds. polskiej energetyki jądrowej. Toczyły się prace nad wyborem lokalizacji, a potencjalni dostawcy technologii – Francuzi, Amerykanie i Koreańczycy – zabiegali o uwagę polskich władz. Nic z tego nie wyszło. Dopiero w listopadzie 2022 r. spółka państwowa Polskie Elektrownie Jądrowe (następczyni PGE EJ1) ogłosiła, że pierwszą siłownię atomową o mocy 3750 MW w Choczewie na Pomorzu wybuduje amerykański koncern Westinghouse. Postawiono na sojusz z USA, dzięki któremu pogłębianie więzi gospodarczych ze Stanami Zjednoczonymi umocni amerykański parasol ochronny nad Polską.

Dokonano więc wyboru partnera technologicznego, złożono wniosek do prezesa Państwowej Agencji Atomistyki o ocenę klasyfikacji systemów bezpieczeństwa projektowanej elektrowni jądrowej oraz wniosek do Ministra Klimatu i Środowiska o wydanie tzw. decyzji zasadniczej (umożliwi inwestorowi ubieganie się o kolejne pozwolenia, m.in. o decyzję lokalizacyjną i środowiskową). Wciąż brak jednak odpowiedzi na pytanie dotyczące źródła finansowania projektu. Wdrożenie atomu wymaga potężnego zaangażowania finansowego państwa w postaci pomocy publicznej. Skala i ryzyko finansowe inwestycji sprawiają, że finansowanie nie może pochodzić wyłącznie z rynku. Potrzebna jest dywersyfikacja wysokiego zagrożenia inwestycyjnego i olbrzymich kosztów kapitału na etapie inwestycji oraz zapewnienie przychodów po przyłączeniu do sieci. Mówi się o dwóch scenariuszach: kontrakcie różnicowym i Modelu SaHo.

Kontrakt różnicowy i Model SaHo

W pierwszym przypadku strona wspierająca i strona wspierana uzgadniają cenę referencyjną. Gdy rynkowa cena energii będzie niższa niż referencyjna, wówczas rząd dopłaci elektrowni. Natomiast gdy prąd dostarczany przez elektrownię będzie tańszy niż cena referencyjna, to strona wspierająca, czyli rząd, zainkasuje tę różnicę. Model ten zastosowano w elektrowni jądrowej Hinkley Point C (Somerset, Wielka Brytania) i Cernavodă 3&4 (Cernavodă, Rumunia). Komisja Europejska wymaga dodatkowo, aby kontrakty różnicowe były stosowane, gdy państwo inwestuje środki publiczne w duże projekty niskoemisyjne. Za kontraktem różnicowym przemawia doświadczenie wielu państw w jego stosowaniu i bezpieczeństwo finansowe inwestora.

Polsce to rozwiązanie się nie podoba. Rząd nie chce bowiem przenosić kosztów na odbiorców końcowych. Dlatego promuje oryginalny polski model finansowania atomu, opracowany przez Łukasza Sawickiego z Departamentu Energii Jądrowej Ministerstwa Klimatu i Środowiska oraz dr Bożenę Horbaczewską z SGH. Problem polega na tym, że ów Model SaHo (od nazwisk autorów) istnieje tylko w teorii. Przewiduje bowiem, że państwo poprzez swoją spółkę celową jest inwestorem na początkowych etapach i w krótkim okresie przejmuje większość zagrożeń. Przed podłączeniem do sieci stopniowo zmniejsza zaangażowanie finansowe w dłuższej perspektywie, zbywając akcje odbiorcom końcowym, aby po uruchomieniu elektrowni odbierali z niej energię po kosztach wytworzenia. Ponadto środki ze sprzedaży akcji pierwszej elektrowni zostałyby przeznaczone na budowę kolejnej elektrowni jądrowej w innej lokalizacji. Model SaHo jest atrakcyjny głównie z powodu możliwego ograniczenia kapitałowego udziału państwa w projekcie. Niezależnie od wybranego modelu prawdopodobnie nie da się uniknąć partycypacji konsumentów, czyli nas wszystkich, w kosztach budowy elektrowni jądrowych, zwłaszcza na dalszych etapach budowy.

Finansowanie budowy elektrowni

Rada Ministrów 30 maja 2023 r. przyjęła uchwałę w sprawie zapewnienia finansowania budowy elektrowni jądrowej na Pomorzu. Mówi ona o znacznym zaangażowaniu Skarbu Państwa w inwestycję, ale nie przesądza o konkretach. PEJ twierdzi, że prowadzi dialog w sprawie finansowania zewnętrznego z instytucjami finansowymi (problem w tym, że projekty jądrowe są zbyt czasochłonne, aby banki mogły je kredytować). Zamierza także szukać kapitału na globalnych rynkach finansowych (to rozwiązanie jest mało realistyczne, zważywszy na zbyt długi z punktu widzenia inwestorów horyzont czasowy zwrotu z inwestycji).

Budowa pierwszego reaktora o mocy 1–1,6 GW ma ruszyć w 2026 r. i zakończyć się w 2033 r. Konstrukcja pojedynczego bloku średnio trwa 8 lat, ale jak pokazują doświadczenia innych państw, zawsze występują opóźnienia. Często dopiero na dalszych etapach budowy i eksploatacji reaktorów ujawniają się obszary, które wymagają prawnych uregulowań. Problemem jest też niedobór kadry zdolnej pracować w sektorze energetyki jądrowej. Z kolei w administracji publicznej brakuje pracowników przeszkolonych pod kątem nadzorowania budowy reaktorów. Resort klimatu szacuje jednak, że na poziomie administracyjnym wszystko powinno iść zgodnie z planem. Nowo uchwalona ustawa Prawo atomowe umożliwia bowiem równoległe prowadzenie kilku procesów, które wcześniej następowały kolejno po sobie.

Potrzebne są kampanie edukacyjne przełamujące opór społeczny przed atomem

Ten obraz jeszcze mocniej komplikuje lansowany przez Ministerstwo Aktywów Państwowych projekt konsorcjum spółek: PGE, kontrolowanego przez Zygmunta Solorza-Żaka ZE PAK (Zespół Elektrowni Pątnów Adamów Konin), i koreańskiego KHNP (Korea Hydro & Nuclear Power), mającego postawić blok jądrowy w technologii koreańskiej w Pątnowie w Wielkopolsce. Był to pomysł o tyle nieoczekiwany, że PGE dopiero zbyła swoje akcje w PGE EJ1, a ta przekształciła się w PEJ, która odpowiada za realizację projektu z Westinghouse’em. Powstała więc spółka, w której po 50 proc. udziałów mają PGE i ZE PAK. Podobnie jak PEJ, jest ona na etapie składania wniosków o pozwolenia środowiskowe, badania lokalizacyjne i inne decyzje administracyjne. O modelu finansowania elektrowni w Pątnowie wiadomo tyle, że będzie budowana częściowo za pieniądze Koreańczyków i to zaangażowanie da im 49-proc. udział własnościowy. Pierwszy blok jądrowy zacznie pracę w 2035 r. Docelowo dwa bloki po 1400 MW będą pokrywać 12 proc. zapotrzebowania Polski na energię.

„Budowa dwóch elektrowni jądrowych w różnej technologii będzie generować dodatkowe koszty ze względu na brak tzw. efektu skali. Związane będą zarówno z koniecznością kontraktowania dwóch różnych dostawców i wykonawców, jak i dostosowania do różnych typów reaktorów całej architektury systemu jądrowego, np. w zakresie kompetencji kadrowych. Co więcej, negocjowanie zakupu od jednego podmiotu większej liczby jednostek przynajmniej teoretycznie stawia kupującego w lepszej pozycji negocjacyjnej i pozwala obniżyć ich cenę” – podkreślają autorzy raportu „Polityki Insight”. KHNP bazuje wprawdzie na technologii Westinghouse’a, ale mamy tu do czynienia z dwoma odrębnymi dostawcami. Notabene Westinghouse, który liczył, że dostanie także kontrakt na budowę drugiej elektrowni jądrowej w Polsce, pozwał Koreańczyków, ci bowiem nie uzyskali od niego zgody na transfer amerykańskiej technologii.

Modułowe reaktory jądrowe

Obok inwestycji w reaktory konwencjonalne Polska planuje implementować także modułowe reaktory jądrowe (SMR-y). Są to małe reaktory o mocy 300 MW, które składają się z modułów, czyli prefabrykowanych elementów. Działają na tej samej zasadzie, co pełnoskalowe elektrownie: reaktor, w którym zachodzi rozszczepianie jąder uranu, nagrzewa wodę, a ta krążąc w obiegu porusza generatory energii elektrycznej. W 2040 r. energetyka jądrowa powinna mieć zatem łącznie 22,6-proc. udział w miksie energetycznym Polski. Atrakcyjność SMR-ów polega na tym, że są tańsze, szybsze w budowie, a co za tym idzie – bezpieczniejsze ekonomicznie. Będą one w przyszłości uzupełnieniem polskiego systemu energetycznego i alternatywą dla obecnych bloków węglowych klasy 200 i 300 MW. Szacuje się, że jeden blok zabezpieczy potrzeby 300–350 tys. gospodarstw domowych. Polska będzie drugim państwem po Kanadzie, w którym powstanie reaktor SMR.

Modułowe reaktory jądrowe (SMR-y) są to małe reaktory o mocy 300 MW, które składają się z modułów, czyli prefabrykowanych elementów

SMR-y charakteryzują się większą elastycznością, z możliwością zmiany mocy w tempie nawet 10 proc. na minutę. Projekt tego tzw. małego atomu rozwija się już dynamicznie. Służy mu obecność prywatnego inwestora po stronie polskiej. W 2021 r. PKN Orlen zawarł bowiem porozumienie ze spółką Synthos Michała Sołowowa w sprawie budowy SMR-ów w technologii GE Hitachi. Przypieczętowaniem tej współpracy jest powstanie spółki joint venture Orlen Synthos Green Energy. W kwietniu spółka poinformowała, że podpisała list intencyjny z dwiema amerykańskimi instytucjami w sprawie finansowania projektu: 3 mld dol. wyłoży amerykański EXIM Bank, a 1 mld dol. Międzynarodowa Korporacja Finansowania Rozwoju (International Development Finance Corporation – DFC). W realizację inwestycji będzie zaangażowanych kilkadziesiąt polskich firm uczestniczących w łańcuchu dostaw.

Rozwój energetyki jądrowej wymaga systematycznego budowania poparcia dla idei atomu. Wydaje się, że na poziomie politycznym panuje ponadpartyjny konsensus w tej sprawie. Potrzebne są jednak kampanie edukacyjne przełamujące opór społeczny przed atomem. Chodzi o wykorzenienie strachu, który towarzyszy ludziom pamiętającym wybuch elektrowni w Czarnobylu, i uświadamianie społeczeństwu, że technologie tzw. 3. generacji są po prostu bezpieczne.

Grażyna Śleszyńska
ikona lupy />
Obserwator Finansowy - otwarta licencja / obserwatorfinansowy.pl