Oto poranny brief - wszystko, co musisz wiedzieć o tym, co teraz dzieje się w gospodarce.

Premier Tusk: Rząd nie ma interesu w przesadnym umocnieniu złotego

Premier Donald Tusk powiedział we wtorek, że polski rząd nie ma interesu w „przesadnym” umocnieniu złotego, bo wtedy mogłaby na tym ucierpieć konkurencyjność naszego eksportu.

Reklama

"Oczywiście, jesteśmy dumni, że Polska waluta jest silna. Złoty jest stabilny i najsilniejszy od długiego czasu. Ale, oczywiście, nie mamy w tym interesu, żeby tutaj przesadzono, bo wiadomo, jaki to ma wpływ wtedy na eksport"– powiedział Tusk. Taka wypowiedź może sugerować, że jeśli złoty dalej by się umacniał, to w pewnym momencie stanie się to dla rządu niewygodne.

Akurat tak się we wtorek złożyło, że wkrótce po tej wypowiedzi złoty przestał zyskiwać na wartości i nieco się cofnął. To jednak raczej w większym stopniu była „zasługa” generalnego pogorszenia się nastrojów na rynkach światowych po rozpoczęciu sesji giełdowej w USA, niż słów Donalda Tuska. Podobne nagłe cofnięcie było widać też na giełdach, w tym giełdzie warszawskiej.

Wcześniej kurs euro dotarł do 4,25 zł, a kurs dolara do 3,92 zł.

Zdaniem ekonomistów z Pekao SA złoty ma otwartą drogę do poziomu 4,20 zł za euro, a ostatnie umocnienie można traktować jako „symboliczny powrót do sytuacji sprzed pandemii”. Euro rzeczywiście ostatnio tak tanie było u nas w lutym 2020 roku, czyli tuż przed wybuchem pandemii, która w kolejnych miesiącach znacząco osłabiła złotego.

To, co w najbliższych godzinach będzie się dziać z kursem naszej waluty, powinno w największym stopniu zależeć od reakcji na rynkach globalnych na dwa nadchodzące wydarzenia: dzisiejszy raport o inflacji w Stanach Zjednoczonych i jutrzejsze decyzje Europejskiego Banku Centralnego wraz z posiedzeniem szefowej tego banku, Christine Lagarde. Złotemu łatwiej będzie się dalej umacniać jeśli dane o inflacji i decyzje EBC będą faworyzować euro względem dolara, a nie odwrotnie. Czyli najlepiej gdyby inflacja w USA okazała się niższa od oczekiwań, a komunikat EBC bardziej jastrzębi od oczekiwań.

Minister usunął listę importerów zboża

Minister rolnictwa Czesław Siekierski usunął ze strony internetowej ministerstwa listę importerów ukraińskiego zboża, ponieważ powodowała ona zbyt wiele kontrowersji i stanowiła źródła ryzyka związanego z ewentualnymi procesami sądowymi.

"Nie mogę cofnąć czasu ani decyzji mojej poprzedniczki, pani minister Anny Gembickiej, która upubliczniając listę, nie dostrzegła możliwych, szkodliwych efektów takiego działania. Od chwili zamieszczenia listy do Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi napływają liczne skargi, żądania i oczekiwania sprostowań oraz zapowiedzi procesów sądowych, co utwierdziło mnie w przeświadczeniu, że decyzja o upublicznieniu listy była błędna i nieodpowiedzialna" - napisał w oświadczeniu Siekierski.

Publikacja listy prywatnych firm, które sprowadzały zboże z Ukrainy na polski rynek, była szczytowym osiągnięciem politycznego populizmu w Polsce w ostatnich latach. Import zboża, głównie w 2022 roku był bowiem po pierwsze legalny, a po drugie całkowicie uzasadniony ekonomicznie, w sytuacji, w której polscy rolnicy przestali sprzedawać swoje zboże, bo byli niezadowoleni z poziomu cen, które wtedy zaczęły spadać. Posłuchali oni wtedy fatalnej rady ówczesnego ministra rolnictwa Henryka Kowalczyka i postanowili zaczekać na wyższe ceny (które nigdy nie nadeszły), wstrzymując podaż zboża. Rynek poradził sobie w takiej sytuacji, zastępując tę podaż importem z Ukrainy. W tym kontekście więc importerzy zapewnili polskiemu rynkowi wtedy normalne, niezakłócone funkcjonowanie. Potem jednak w przestrzeni publicznej zostali uznani za winnych spadku cen zbóż na rynku, co nie było zgodne z prawdą, bo zboża taniały wtedy na całym świecie. Politycy zaś, chcąc ugrać trochę punktów dla siebie w kampanii wyborczej, zaczęli domagać się publikacji listy importerów, której istnienie właśnie dobiegło końca.

Życie jest coraz lepsze w badaniach CBOS

Żyje nam się przeciętnie coraz lepiej, a przynajmniej tak nam się wydaje, co widać w nowych badaniach CBOS. Jedna trzecia badanych deklaruje, że żyje dobrze, albo bardzo dobrze, czyli wystarcza jej na wiele bez specjalnego oszczędzania. Z drugiej strony 15 proc. z nas deklaruje, że żyje raczej biednie, wskazując na konieczność bardzo oszczędnego gospodarowania pieniędzmi. Kluczowe jest to, że w ciągu ostatniego roku odsetek tych żyjących lepiej wyraźnie się zwiększył, z 27 do 33 proc., zaś odsetek żyjących materialnie gorzej, zmalał z 18 proc. do 15 proc.

Wg CBOS tak duży odsetek osób deklarujących dostatnie życie mieliśmy ostatni raz w 2019 roku, czyli tuż przed pandemią.

Warto pamiętać, że rok temu w marcu, kiedy przeprowadzane są te badania, inflacja była na szczycie, powyżej 15 proc. a płace realnie wyraźnie spadały. Potem zaś zastąpił gwałtowny spadek inflacji i wzrost płac realnych. Wyraźnie też podniesiono płacę minimalną.

31 proc. z nas jest całkowicie spokojnych o swoją finansową przyszłość (wzrost z 25 proc. rok temu), zaś 27 proc. obawia się biedy (spadek z 32 proc. rok temu). 57 proc. dobrze ocenia warunki materialne w swoich domach (czyli to, co mają, nie to, jakie mają dochody), zaś 5 proc. ocenia je źle. 20 proc. badanych uważa, że w ciągu najbliższego roku te warunki się poprawią, a 16 proc. spodziewa się ich pogorszenia.

Będzie oficjalna definicja zysku EBITDA

Nachodzą poważne i istotne zmiany dla inwestorów giełdowych, nie wspominając o księgowych i analitykach finansowych. Oto bowiem doczekamy się wkrótce oficjalnej definicji tego czym jest EBITDA. Oczywiście dziś już wiadomo, że jest to zysk operacyjny w spółce powiększony o takie koszty, które się księguje, ale nie stanowią one gotówkowych wydatków, czyli np. o amortyzację środków trwałych. Dziś jednak nie jest ściśle ustalone co można w czasie obliczania zysku EBITDA uwzględniać, a czego nie można, w efekcie więc w każdej spółce zysk ten może oznaczać coś innego.

Dlatego Międzynarodowa Rada Standardów Rachunkowości postanowiła właśnie, że ściśle zdefiniuje jak liczyć zysk EBITDA i że wytyczne te zaczną obowiązywać od 2027 roku. Wg Reutersa do reguł publikowanych przez Radę stosuje się na świecie około 50 tys. spółekw 147 krajach, w tym zdecydowana większość spółek giełdowych (chociaż zasady te nie obowiązują w Stanach Zjednoczonych, które mają własny zestaw przepisów).

Po międzynarodowej standaryzacji zysku EBITDA będzie można łatwiej porównywać pod tym względem spółki notowane na różnych giełdach i nie będzie to prowadzić do błędnych wniosków, tak jak to czasami się zdarzało do tej pory. Chyba najbardziej znanym na świecie krytykiem dotychczasowych praktyk związanych z wyliczaniem zysku EBITDA jest Warren Buffett, który nazywał go „wprowadzającymi w błąd danymi”. Bardziej dosadny był jego biznesowy partner Charlie Mugner, który na zysk EBITDA zwykł mawiać „bullshit earnings”, co każdy może sobie przetłumaczyć samodzielnie.

Minister Hennig – Kloska zapowiada ceny maksymalne prądu

Po lipcowym odmrożeniu cen prądu w Polsce rząd wprowadzi górny pułap, który będzie stanowić dla nich limit i będzie funkcjonować jak cena maksymalna – zapowiedziała minister klimatu i środowiska Paulina Hennig-Kloska.

"To jest jeden z elementów mrożenia cen, ale ten element mrożenia, który pozwoli nam „ścinać kominy”. Uznaliśmy, że taka dodatkowa osłona jest potrzebna, aby ta cena była faktycznie akceptowalna dla wszystkich" - stwierdziła Hennig-Kloska. Ponadto powtórzyła swoje wcześniejsze zapowiedzi, a więc wprowadzenie wsparcia dla uboższych gospodarstw w postaci bonu energetycznego, oraz wprowadzenie przepisów ułatwiających zmianę taryfy na prąd w ciągu roku, chociaż tak naprawdę Urząd Regulacji Energetyki także dzisiaj może to robić na podstawie obowiązujących przepisów „w wyjątkowych sytuacjach”. Prezes URE zresztą jasno zapowiedział, że taryfa zostanie obniżona tak, aby podwyżka cen wynikająca z odmrożenia była mniejsza.

Projektem ustawy o wsparciu dla odbiorców energii jutro ma się zajmować Stały Komitet Rady Ministrów.