Zagrożona bankructwem Grecja skończyła z pobłażliwością dla oszustów podatkowych. Skarbówka przykręciła śrubę Grekom, którzy rocznie oszukiwali fiskusa na 30 mld euro. Poskutkowało: w 2010 r. obywatele zapłacili 4,8 mld euro kar, trzykrotnie więcej niż rok wcześniej.
Wczoraj rząd skierował do parlamentu projekt ustawy przewidujący nawet 20 lat więzienia za najbardziej rażące przestępstwa fiskalne. – Panuje poczucie, że ludzie wpływowi czy gwiazdy show-biznesu nie są karani. To się zmieni – zapowiadał minister finansów Giorgos Papakonstantinu.

5,5 mln euro w reklamówce

– Do tej pory nasz system fiskalny był dość ubogi; nie można było np. nikogo wsadzić do więzienia za niepłacenie podatków – mówił Janis Dzamurgelis z Uniwersytetu Egejskiego w Mitilini. Dlatego oszustom niewiele groziło, o czym świadczy los znanego dziennikarza Temosa Anastasiadisa. Kilka lat temu został złapany na francusko-szwajcarskiej granicy z 5,5 mln euro w gotówce, ale nie trafił do więzienia. Jego przypadek był argumentem na rzecz zaostrzenia kar.
Reklama
Najsłynniejszym przykładem kombinacji była sprawa basenów. W Grecji każda prywatna pływalnia jest opodatkowana jako dobro luksusowe. W całych Atenach kilkuseteurową opłatę odprowadzały 324 osoby. Gdy władze policzyły baseny na zdjęciach satelitarnych, okazało się, że jest ich prawie 17 tys.
Są i mniejsze sukcesy. W pierwszy weekend nowego roku funkcjonariusze zajmujący się przestępczością gospodarczą skontrolowali 131 klubów muzycznych. 69 z nich nie wydawało rachunków, zaniżając w ten sposób dochód, a tym samym podstawę opodatkowania. Przesłuchiwani są właściciele jachtów, deklarujący je jako łódki służbowe.

Pokaż, lekarzu...

Wielu z lekarzy deklarowało roczne dochody rzędu 15 – 20 tys. euro, choć sam wynajem ich gabinetu kosztował więcej. – Lekarz zarabiający 200 tys. euro i deklarujący do tej pory 35 tys. euro dochodu teraz zgłasza 65 tys. euro, żeby nie przyciągać uwagi inspektorów – mówił „New York Timesowi” Ilias Plaskowitis z ministerstwa finansów.
Rząd zastosował też marchewkę w postaci amnestii podatkowej. Każdy, kto przyznał się do oszustwa, zapłacił jedynie 55 proc. należnego podatku. Ten krok przyniósł budżetowi ponad 1,1 mld euro. Amnestia została jednak skrytykowana przez część ekspertów jako posunięcie niewychowawcze.
Ekonomiści wskazują też, że skala oszustw byłaby mniejsza, gdyby system podatkowy był prostszy i nie zakładał tak wielu rozmaitych ulg i przywilejów dla najrozmaitszych grup społecznych.
Co więcej, tropienie oszustów kosztuje. W sierpniu policja finansowa (SDIE) zatrudniła dodatkowo 250 specjalistów. W sumie ich liczba przekracza 1 tys. Są oni podzieleni na ok. 25-osobowe lotne grupy (ochrzczone przez prasę mianem greckich Rambo), z których każda – podróżując po kraju – zajmuje się jednym, wąskim problemem, np. jachtami czy restauracjami. Przed kryzysem SDIE miała do dyspozycji 70 mln euro. Teraz ta kwota wzrosła kilkukrotnie.
Za same nadgodziny dla pochłoniętych pracą inspektorów zapłacono w 2010 r. 3,5 mln euro. Ściąganie podatków kosztuje krocie.