Ostatnio usłyszeliśmy, że w tej grze przegrywają wszyscy. I to nie od byle kogo, tylko od doradcy ekonomicznego prezydenta Reagana, Paula Craiga Robertsa, w jego rozmowie z Rafałem Wosiem. Jednym z dział, które Roberts wytacza przeciwko „patologicznemu kultowi wolnego rynku”, jest destrukcyjny wpływ outsourcingu na amerykańską gospodarkę.
W opinii współtwórcy reaganomiki, drapieżna konkurencja doprowadziła do sytuacji, w której wyeksportowano dobrze płatne zawody w biznesie czy w produkcji ze Stanów Zjednoczonych do krajów Trzeciego Świata, pozostawiając Amerykanom role sprzątaczek i fryzjerów. „Amerykański sen” dobiegł końca. Dla polskiego czytelnika te argumenty mogą brzmieć dziwnie. To nas się straszy, że globalne koncerny robią z nas producentów półproduktów sprzedawanych następnie na Zachodzie, a śmietankę spijają wykwalifikowani fachowcy w zamożnych krajach. Nawet jeśli nasza wersja jest przesadna, jest znacznie logiczniejsza. Dlaczego mielibyśmy bić na alarm, jeśli globalizacja działałaby w ten sposób: dobre miejsca pracy u nas, a Amerykanie i Brytyjczycy zmywają naczynia?
Dane, np. te podane z kilkunastu różnych badań przytaczanych przez Gregory,ego Mankiwa w jego „The Politics and Economics of Offshore Outsourcing” wzmacniają tezę, że outsourcing nie polega na eksportowaniu wysokopłatnych zawodów do krajów Trzeciego Świata. W latach 1999–2003 USA straciły w sektorze IT 125 tys. prostszych miejsc pracy na rzecz outsourcingu, zyskując jednocześnie 425 tys. tych wymagających wyższych kwalifikacji (i lepiej płatnych). Jedno z badań przeprowadzonych w 2004 r. potwierdza, że o ile Stany Zjednoczone straciły słabiej płatne miejsca pracy na rzecz Indii, o tyle rekompensowały to z nawiązką wzrostem stanowisk dla wykwalifikowanych pracowników w kraju. Powód jest jasny – dostęp to tańszej siły roboczej zwiększa sprzedaż i zyski, pozwalając zatrudniać więcej fachowców, a nie mniej. Okazuje się też, że outsourcing i międzynarodowy rynek pracy to nie wyścig do samego dna. W latach 90. ponad 60 proc. miejsc pracy stworzonych przez amerykańskie korporacje powstawało w innych bogatych krajach z wysokimi płacami: Japonii, Niemczech czy Wielkiej Brytanii.
Problem nierówności nakreślony przez P.C. Robertsa istnieje. Odpowiedzią nie jest jednak zamknięcie się przed światem, bo wzrost cen towarów i usług wcale nie będzie błogosławieństwem dla uboższej części społeczeństwa.
Reklama
ikona lupy />
Jan Wróbel dziennikarz i publicysta / Dziennik Gazeta Prawna