Oto poranny brief - wszystko, co musisz wiedzieć o tym, co teraz dzieje się w gospodarce.
Waloryzacja płac w budżetówce ma być większa
Ministerstwo Finansów zmienia zdanie i zgadza się na to, aby pracownicy budżetówki dostali w przyszłym roku jakieś realne podwyżki wynagrodzeń. Do tej pory założenia do przyszłorocznego budżetu mówiły o tym, że inflacja wyniesie 4,1 proc.,a płace w sferze budżetowej urosną także o te same 4,1 proc., czyli, że realnie z punktu widzenia pracownika nic się nie zmieni. Jednocześnie rząd zakładał wyraźnie większe podwyżki płacy minimalnej, przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce narodowej, a także większą waloryzację emerytur. Budżetówka mogła więc czuć się poszkodowana.
Minister finansów Andrzej Domański zmienił zdanie po konsultacjach w Radzie Dialogu Społecznego. Zapowiedział, że wzrost wynagrodzeń w sferze budżetowej w przyszłym roku będzie jednak większy, niż prognozowana inflacja, czyli będzie realnie dodatni. Wcześniej między innymi Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych wskazywało, że podwyżki płac w sektorze finansów publicznych są niezbędne nie tylko dla poprawy sytuacji finansowej pracowników, ale także dla zapewnienia stabilności i jakości usług publicznych.
Minister Domański, mówiąc o tym, że wskaźnik wzrostu tych wynagrodzeń będzie zmodyfikowany „nieznacznie”, oraz dodając, że trzeba „uwzględniać bezpieczeństwo finansów publicznych”, dał jednak do zrozumienia, że nie będą to podwyżki duże.
Budżet w czerwcu: 16,8 mld deficytu, ujemny CIT
Budżet państwa miał w czerwcu blisko 17 mld złotych deficytu, a w największym stopniu przesądziły o tym ujemne wpływy z podatku CIT. Zwykle budżet z tego podatku ma co najmniej kilka miliardów złotych miesięcznie, tym razem jednak wpływy z niego sięgnęły -1,3 mld złotych, co na pierwszy rzut oka wygląda dziwnie i niezrozumiale.
Chodzi o to, że tym razem zwroty tego podatku do firm były większe, niż bieżące dochody z niego. A stało się tak, ponieważ w czerwcu urzędy skarbowe wypłacały podatnikom zwroty nadpłat tego podatku, wykazane w rozliczeniach rocznych, które trzeba było złożyć do 2 kwietnia.
Podobnie było zresztą z podatkiem PIT w marcu – wtedy to zwroty nadpłaconych kwot osobom fizycznym okazały się przez jeden miesiąc większe, niż bieżące wpływy.
Przez „ujemny” CIT dochody podatkowe w czerwcu były w budżecie o ponad 25 proc. mniejsze niż rok temu, pomimo tego, że np. wpływy z VAT urosły o 30 proc., a z PIT o 17,5 proc. Wydatki z kolei urosły o blisko 30 proc. więc budżet miał deficyt już piąty miesiąc z rzędu. W czterech przypadkach ze wspomnianych pięciu przekraczał on 15 mld zł, a w skali ostatnich dwunastu miesięcy dziura w budżecie to już 142,9 mld zł
Polski budżet ma spory deficyt z powodu rosnących wydatków na wojsko, a także wprowadzonych w tym roku podwyżek dla nauczycieli, oraz podniesienia z 500 do 800 zł miesięcznie świadczenia przypadającego na każde dziecko. Ponadto budżet w tym roku musiał sfinansować wypłatę trzynastek dla emerytur, które rok temu było finansowane z Funduszu Solidarnościowego. Z drugiej strony wprowadzony przez poprzedni rząd program „Polski Ład” obniżył nieco dochody z PIT, a tak zwana tarcza antyinflacyjna obniżyła dochody z VAT, ponieważ w przypadku energii i gazu był on pobierany od niższych, bo zamrożonych cen, a w przypadku żywności do kwietnia stawka tego podatku była zerowa. W efekcie deficyt w całym sektorze finansów publicznych i w ubiegłym roku i w tym roku przekracza 5 proc. PKB, co przesądza o nałożeniu na nas unijnej procedury nadmiernego deficytu, co swoją drogą oficjalnie ma zostać potwierdzone w Brukseli akurat dziś.
Goldman Sachs: zwycięstwo Trumpa w wyborach obniży PKB strefy euro
Ewentualne zwycięstwo Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich w Stanach Zjednoczonych będzie oznaczać wymierne straty dla gospodarki europejskiej – uważają ekonomiści z Goldman Sachs. Prognozują oni, że w takim scenariuszu PKB strefy euro będzie niższe o 1 proc. Będzie to efekt nałożenia przez Trumpa ceł na import do Stanów Zjednoczonych z całego świata, a więc także z UE. Trump zapowiada, że po wygranej takie cła będą mieć wysokość 10 proc.
Wydaje się, że to niezbyt dużo, ale przy okazji z pewnością pojawi się też spora niepewność, utrudniająca rozwój gospodarczy, ponieważ prawdopodobne będą też kroki odwetowe wprowadzane przez inne państwa wobec USA i w efekcie rynek będzie się bać rozpętania wojny handlowej nie tylko na linii USA – Chiny, gdzie jest ona najbardziej prawdopodobna, ale też w przypadku relacji Europa – USA.
Wprowadzenie wyższych ceł podniesie też zdaniem Goldman Sachs inflację, ale tu efekt nie będzie zbyt wyraźny, bo w strefie euro urośnie ona tylko o 0,1 punktu procentowego.
Trump jest postrzegany na rynkach finansowych jako faworyt w wyborach, zwłaszcza po tym jak przeżył nieudany zamach na niego w ostatni weekend. Na razie jednak nie ukazały się żadne nowe sondaże przeprowadzone już po tym wydarzeniu. Wg średniej z sondaży przeprowadzanych wcześniej jego przewaga nad prezydentem Joe Bidenem wynosiła tylko 2,7 punktu procentowego, a więc była raczej niewielka.
77 proc. Polaków nie wie, co podpisuje w umowach kredytowych
Spora większość Polaków nie rozumie, co podpisuje, kiedy bierze w banku jakiś kredyt – wynika z badania przeprowadzonego przez UCE Research i Kancelarię SubiGo. W badaniu wzięło udział blisko 1000 osób, które w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy wzięły jakiś kredyt: na mieszkanie, samochód, albo inny cel.
Wyniki wyglądają dość przerażająco, ponieważ okazuje się, że aż 77 proc. badanych przyznaje, że nie do końca wiedzieli, co podpisują, czyli rozumiało treść umowy nie w pełni. Do tego kolejne 3,2 proc. ankietowanych twierdzi, że w ogóle nie zapamiętało tej sytuacji, co może sugerować, że ta grupa także mogła nie do końca rozumieć, co podpisuje.
O tym, że było inaczej, jest przekonany tylko co piąty badany. Czyli o tym, że treść podpisanej umowy kredytowej zrozumiały w pełni, przekonanych jest tylko 19,5 proc. osób.
Przy okazji blisko 70 proc. badanych uważa, że treść umów powinno się uprościć, ponieważ teraz są one zbyt skomplikowane i zapewne dlatego właśnie mogą nie do końca być zrozumiałe. Trudno jednak na poważnie liczyć na realizację takiego postulatu, ponieważ specyfika umów zawieranych z bankami polega na tym, że zwykle nie są one tworzone w procesie negocjacji, ale są one w całości przygotowane już wcześniej przez bank, a klient ma taką umowę tylko podpisać (albo nie, jeśli mu się nie podoba) bez żadnego wpływu na jej treść.
Szef Fed przywraca nadzieje rynku na szybkie obniżki stóp procentowych w USA
Prezes amerykańskiego Fed, Jerome Powell powiedział, że ostatnie dane pokazujące spadek inflacji w Stanach do pewnego stopnia mogą zwiększać przekonanie, że zmierza ona w sposób trwały w stronę celu na poziomie 2 proc. Większe wrażenie zrobiło chyba jednak stwierdzenie, że Fed nie zamierza czekać ze swoimi decyzjami (o obniżkach stóp procentowych) na moment, w którym inflacja faktycznie sięgnie 2 proc. Czyli można oczekiwać, że obniżki nastąpią wcześniej.
Po tych słowach amerykańskie indeksy S&P 500 oraz Dow Jones pobiły nowe rekordy wszech czasów, rentowność dwuletnich obligacji USA spadła najniżej od marca, do poziomu 4,45 proc. (jeszcze w kwietniu i maju była ona na poziomie 5 proc.), a notowania kontraktów na stopę procentową wyceniają w tej chwili w pełni aż trzy obniżki stóp w tym roku: pierwsza ma nastąpić we wrześniu i jest pewna na 100 proc., a kolejne mają być w listopadzie i grudniu. Warto przy okazji pamiętać, że posiedzenie listopadowe będzie dwa dni po wyborach prezydenckich w USA.
W 2025 roku rynek wycenia obecnie kolejne cztery obniżki. Za rok, czyli w połowie lipca 2025 główna stopa w Stanach ma być aż o 150 punktu bazowych poniżej poziomu dzisiejszego.
Wróciły więc oczekiwania dotyczące odważnych i szybkich obniżek stóp w USA, co może wspierać waluty na rynkach wschodzących, a więc także złotego.