„Przestrzegamy przed inwestowaniem pieniędzy w niepewne, internetowe przedsięwzięcia biznesowe oraz instalowaniem jakichkolwiek programów pochodzących z nieznanych źródeł. Nigdy nie podawajmy naszych danych dostępu do konta obcym osobom” – zaapelowała Barska.

W tym przypadku skuszony reklamą 38-latek wszedł na stronę internetową firmy, która oferowała inwestycje w kryptowaluty. Po pewnym czasie skontaktowała się z nim doradczyni inwestycyjna, która zaproponowała ich zakup za 12,3 tys. dolarów i obiecała zarobek 40 tys. dolarów w ciągu 10 dni od tej inwestycji.

Pokrzywdzony bez sprawdzenia wiarygodności firmy inwestycyjnej przelał na wskazane konto 55 tys. zł. Początkowo na fałszywej stronie, do której otrzymał dostęp, widział jak jego pieniądze „wypracowują” zysk.

Po pięciu dniach mężczyzna zaczął podejrzewać, że coś może być nie tak i poprosił o zwrot zainwestowanych pieniędzy, rezygnując nawet z obiecanego zysku. W rozmowie z oszustką usłyszał jednak, że ponieważ zerwał transakcję przed upływem 10 dni, to nie może odzyskać zainwestowanych pieniędzy, chyba że wpłaci kolejne 55 tys. zł.

Reklama

„Na szczęście tym razem nie uwierzył już w te zapewnienia, a w swoim banku, z którym się wreszcie skontaktował usłyszał, że konto, na które wysłał pieniądze widnieje na liście kont podejrzanych” – powiedziała Barska. (PAP)

autor: Marcin Rynkiewicz