Inwestorzy zaczynają pozbywać się ryzykownych aktywów, do czego skłania ich splot przeplatających się niesprzyjających czynników. To m. in. wysoka inflacja, spadający wzrost gospodarczy, wojna w Ukrainie, podażowy szok wywołany sytuacją w Chinach i przede wszystkim perspektywa podnoszenia stóp procentowych przez banki centralne walczące z inflacją.
Nie wszyscy eksperci przewidują jednak dalsze poważne spadki. – Oczywiście na rynkach jest dużo strachu i zmienności. (…) Nie sądzę jednak, by aktualne ceny wskazywały, że rynek jest przewartościowany – powiedział dyrektor ds. inwestycyjnych Kleinwort Hambros Fahad Kamal. Ekspert wskazuje na sprzeczne rynkowe sygnały: z jednej strony mamy solidne wyniki finansowe firm i otoczenie gospodarcze, z drugiej natomiast podwyżki stóp i obawy o rosnącą inflację. Ten krajobraz mówi nam, że prawdopodobieństwo inwestorskiej paniki i pogłębienia się bessy na rynku jest niewielkie.
Z analitycznych modeli stosowanych przez Kleinwort Hambros wynika, że kondycja gospodarki z perspektywy inwestorów długoterminowych jest nadal dość dobra, a większość rynkowych analityków nie spodziewa się recesji. Kamal przyznaje jednak, że akcje pomimo spadków nie są tanie, a dynamika na rynku jest „silnie negatywna”.
Dalej CNBC pisze, że spadki potęgują działania FED-u i Banku Anglii, które podniosły stopy procentowe w reakcji na szalejącą inflację. Europejski Bank Centralny nie rozpoczął jak dotąd własnego cyklu podwyżek, ale potwierdził zakończenie programu skupu aktywów w trzecim kwartale, które toruje drogę do wzrostu stóp.
Również szefowa Amundi Institute Monica Defend nie spodziewa się masowej ucieczki inwestorów z rynku, choć uważa, że spora część z nich poczeka z powrotem na rynek do zmniejszenia się zmienności. Wskazuje na znaczenie realnych stóp procentowych (stóp skorygowanych o inflację) – dopóki będą rosły, dopóty ceny ryzykownych aktywów będą spadać.