Załóżmy, że kosmici istnieją i że są znacznie bardziej zaawansowaną cywilizacją od naszej. Przynajmniej ci kosmici, których statek zawisł w naszej atmosferze.

To Fenicjanie Kosmosu. Parają się handlem międzygalaktycznym, dostarczając dowolne towary z każdego zakątka Wszechświata w konkurencyjnej cenie. Ich wielkogłowy reprezentant – wyglądający tak, jak przedstawiają to rozmaite komiksy – nie odwiedził jednak ani Białego Domu, ani brukselskiego biura Ursuli von der Leyen. Udał się wprost do Genewy, do Centrum Williama Rapparda, siedziby Światowej Organizacji Handlu.

Na biurku Ngozi Okonjo-Iweali, szefowej WTO, położył tylko jeden króciutki dokument: wniosek o umożliwienie wolnego, bezcłowego handlu z wszystkimi krajami na Ziemi. „Opłaci się on i nam, i Wam. To olbrzymia szansa dla Was, Ziemianie, na poprawę swojego losu” – argumentował obcy. Okonjo-Iweali, jak przystało na zwolenniczkę handlu, spodobała się wizja kosmicznego dostawcy dóbr wszelakich, ale szybko otrzeźwiała. Co powiedzą ziemscy producenci? Taka umowa narazi ich na straty. Będą protestować jak nigdy. Zachwieją stabilnością polityczną globu, a co gorsza, także stabilnością jej posady. – To niemożliwe – odpowiedziała krótko. Ale czy słusznie?

Cały artykuł przeczytasz w weekendowym wydaniu "Dziennika Gazety Prawnej" i na eGDP.

Reklama