Rok temu, w listopadzie czekaliśmy na szczepionkę, która miała przywrócić normalność. Albo raczej dać szansę na normalność w nowej odsłonie. Wreszcie Pfizer i Moderna zakomunikowały, że mają gotowe, potwierdzone testami preparaty. Potem dołączyła AstraZeneca. Premier ogłaszał, kiedy ruszą szczepienia i kogo obejmą w pierwszej kolejności. Informował, że Polska składa zamówienia na maksymalną przysługującą jej liczbę dawek. W tym roku trwa już szczepienie trzecią dawką, ale dalej czekamy – na normalność i na lek, który ma przyspieszyć jej powrót. W mediach szef resortu zdrowia mówi o preparacie wczesnego zastosowania, który będzie można brać w domu po przepisaniu przez lekarza POZ. – Jak dobrze pójdzie, od stycznia będzie on również potencjalnie dostępny w Polsce, o ile oczywiście EMA go zatwierdzi i dostawy będą realizowane – podkreśla Adam Niedzielski.
A póki co przybywa zakażonych i hospitalizowanych. Pod koniec listopada 2021 r. liczba zakażeń szybuje ponad 28 tys. dziennie. Szczyt czwartej fali jest spodziewany w połowie grudnia. Jak mówi prof. Jarosław Drobnik, naczelny epidemiolog Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu, wówczas może być notowanych do 30 tys. zakażeń. Déjà vu?
– Nie – mówi bez chwili wahania Dariusz Zalewski, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 1 w Kartuzach. – Dziś mamy szczepienia, które dają pewną ochronę. To zmiana na plus. Ale równolegle pojawiło się coś, co dezorganizuje pracę szkoły. Rok temu była pełna mobilizacja. Musieliśmy się przystosować do lekcji online, nauczyć nowych realiów dydaktycznych, międzyludzkich. Zmęczenie tamtymi wydarzeniami spowodowało, że w tym roku wielu nauczycieli zrezygnowało z zawodu lub poszło na urlopy na poratowanie zdrowia. Nie ma też śladu po dawnym myśleniu, że jak się zmotywujemy, jak staniemy na głowie, to będzie dobrze. Teraz w szkole skupiamy się raczej na sprawieniu, by zajęcia się w ogóle odbywały. Pracownicy chorują nie tylko na COVID-19. Dopada ich zwykłe przeziębienie. Rok temu bywało, że i tak prowadzili zdalne lekcje. Dziś idą na zwolnienie od razu, gdy tylko poczują się gorzej, czemu ja się nie dziwię, ale…

Gasnące światełko w tunelu

Reklama
Tych „ale” jest więcej. – Rok temu edukacja przeniosła się przed ekrany komputerów i tabletów. Dziś na zdalne przechodzą co chwilę pojedyncze klasy, raz pierwsza, raz ósma. Kwarantanna jest nakładana na kilka dni. Dla tych dzieci nie organizujemy zajęć online, bo nauczyciel prowadzi lekcje dla tych uczniów, którzy są w szkole. Dla tych w domu przygotowuje raczej zestaw zadań do samodzielnego wykonania. Przy kadrowej mizerii nie ma innego wyjścia, bo się nie rozdwoi – dodaje Zalewski. Czy to jest dobre rozwiązanie? Nie, ale jedyne możliwe.