Mieszkańcy Wenecji, Barcelony czy Amsterdamu zaczynają się nie tylko niecierpliwić, ale wręcz głośno oburzać na zanieczyszczających przestrzeń na wiele różnych sposobów, bezmyślnych turystów. O skali problemu dla CNBC pisze Monica Pitrelli.
Wenecja skutecznie protestuje
Obecnie jesteśmy świadkami protestów przeciwko masowej turystyce w Hiszpanii. Jak przekonuje Peter Debrine z UNESCO, będą się one zaostrzać i rozszerzać, jeśli władze nie zaczną przeciwdziałać negatywnemu jej wpływowi na życie społeczności lokalnych. Jako przykład dobrej praktyki Debrine wymienił zakaz przypływania do Wenecji dużych statków wycieczkowych, który wszedł w życie w 2021 roku. Udało się to dopiero, kiedy mieszkańcy i mieszkanki dosłownie wyszli na ulice, żeby protestować przeciwko chaosowi wprowadzanemu przez masowy ruch turystyczny.
Obecnie wycieczkowce cumują w pewnym oddaleniu od Wenecji, co, jak pisze Pitrelli, pozwala zachować miastu integralność strukturalną i środowiskową. Ponadto Wenecja wprowadziła podatek turystyczny, który wynosi 5 euro dziennie. Wszystko to jednak nie zahamowało nalotu żądnych wrażeń turystów – spodziewane jest, że w tym roku na statkach wycieczkowych dotrze ich do miasta 540 000. Jednak nie tylko Wenecja mierzy się ze swoją ogromną popularnością na całym świecie.
Chcesz tylko ćpać? To nie w Amsterdamie
Zgodnie z badaniami przeprowadzanymi na zlecenie włodarzy, z roku na rok maleje liczba mieszkańców Barcelony, którzy twierdzą, że obecność turystów przynosi miastu więcej pożytku niż szkody. Ekspert z UNESCO mówi, że to dlatego, iż masowa turystyka przekroczyła tutaj pewien krytyczny poziom. Jak dodaje, strategią, którą w takich przypadkach przyjmują miasta, jest wspieranie turystyki jakościowej zamiast ilościowej, czyli, mówiąc krótko, otwieranie się na gości z zasobnymi portfelami, a zamykanie na tych nieco biedniejszych.
Drogą tą poszedł holenderski Amsterdam, który od 2023 roku prowadzi oficjalną kampanię, skierowaną w szczególności do młodych mężczyzn narodowości brytyjskiej, której przekaz brzmi: „jeśli przyjeżdżasz tu ćpać albo pić, to… nie przyjeżdżaj”. Ponadto zaostrzył przepisy wobec autokarów, sklepów dla turystów, krótkoterminowego najmu i nowych hoteli. Jak przekonuje Debrine, taka strategia pomaga się uporać m.in. z problemem zaśmiecania miast przez niedbających o porządek, masowych turystów. Od czasów pandemii COVID-19 ten model turystyki jest coraz chętniej wspierany przez miasta.
Barcelona żąda dewzrostu
Barcelońscy aktywiści miejscy wzywają władze miasta do promowania turystyki dewzrostu (ang. degrowth). Chodzi w niej mniej więcej o to samo, o co w turystyce jakościowej – o rzucaniu drobnych przeszkód pod nogi turystów, które odsieją najbardziej problematycznych z nich. Są to przede wszystkim wyższe podatki nakładane na podróżujących, limity dla statków wycieczkowych i obostrzenia dla najmu krótkoterminowego.
Wśród proponowanych rozwiązań są też takie, które wychodzą naprzeciw tych turystów, którym naprawdę zależy na poznawaniu dziedzictwa kulturowego jakiegoś kraju. Jak mówi Debrine, niedaleko Barcelony położona jest piękna i atrakcyjna kulturalnie Tarragona. Przekierowanie do niej części ruchu turystycznego pomogłoby jej gospodarczo i odciążyło uginającą się pod własną sławą Barcelonę.