Najpierw przekonywano nas, że to dla rozwoju regionu. Gdy jako mieszkańcy zaczęliśmy wyśmiewać ten argument, padł inny: o obronności kraju. Teraz mówią, że inwestycja jest dla żeglarzy i turystyki. Jak dla mnie, dzieje się tragedia – wylicza Leszek Zawadzki. Prowadzi w Krynicy Morskiej na Mierzei Wiślanej muzeum przyrodnicze. Przeniósł się tu ponad 20 lat temu z Warszawy. Uciekał od zgiełku, zanieczyszczeń i braku poszanowania natury. Teraz stare demony go doganiają. – Sam przekop nie jest może najgorszy, ale kopanie toru po dnie Zalewu Wiślanego w kierunku Elbląga spowoduje uwolnienie się do wody zalegających tam od lat niebezpiecznych substancji.
Skąd się wzięły? Jak podkreśla, wystarczy poznać nieco tutejszą historię i topografię terenu. Do zalewu spływają od dekad wszystkie środki chemiczne z okolicznych pól. Poza tym od czasów wojny zatonęło tu sporo jednostek, część w wyniku ostrzałów i bombardowania. Tkwią na dnie. Na trasie przyszłego toru wodnego są tarliska. Ryb nawet teraz jest mało, a wkrótce ich nie będzie. – Rybacy już się zmywają. Mówią: patrzcie na kormorany, to mądre ptaki. Na Mierzei jest ich rezerwat. Kiedyś żerowały na Bałtyku i zalewie. Na morzu już nie ma ryb, bo Zatoka Pucka i Gdańska są stopniowo zasalane. Mamy tu teorię, że to przez znajdujące się niedaleko podziemne magazyny gazu. Szczytny cel, ale… Gaz jest przechowywany w kawernach, czyli podziemnych komorach, które powstają w głębokich pokładach soli. Solanka trafia stamtąd do zatoki. Nie ma na to twardych dowodów, ale kiedyś, patrząc w niebo o świcie czy wieczorem, można było zobaczyć klucze kormoranów latających to w jedną, to w drugą stronę. Teraz na morze już nie latają, tylko nad zalew, Nogat. Bez ryb nie założą gniazd, zniknie największe ich skupisko w Europie. Nawet wyspa sypana z przekopowego urobiska, która ma się stać ptasim rezerwatem, nic tu nie pomoże – podkreśla Leszek Zawadzki.
Odłóżmy chwilowo na bok ekologię. Zwolennicy przekopu mówią o kontenerowcach, które będą wpływać do Elbląga. – Nie potrzebujemy nowej drogi wodnej. W Rybinie, na Mierzei, jest most zwodzony. Pod nim prowadzi droga wodna łącząca Gdańsk z Elblągiem. Nie uszczęśliwiajcie nas na siłę! – mówi stanowczo Leszek Zawadzki.
Wtóruje mu Tomasz, od prawie 10 lat pracuje w Krynicy, administrując apartamentami dla letników przy tutejszej ul. Teleexpressu. Pochodzi z Elbląga. – To ma być dla nas, tubylców? To dlaczego Andrzej Duda przegrał w ostatnich wyborach w Elblągu? Ja wiem: nikt nie wierzy w opowieści o cudownej inwestycji – odpowiada sobie sam. Mówi, że w ludziach był tu najpierw wielki optymizm: nareszcie coś się zrobi dla miasta, o którym po reformie administracyjnej stopniowo zapominano. Ale potem przyszła refleksja. – W Warszawie można snuć różne opowieści, ale na miejscu nic się nie ukryje. Słyszymy o wielkich kontenerowcach przeładowywanych w Gdańsku na mniejsze, które z kolei będą wpływały do Elbląga. Ktoś mi powie, co można transportować wodą z Gdańska do Elbląga, czego do tej pory się nie dawało wozić lądem?
Reklama

Cały artykuł przeczytasz w Magazynie Dziennika Gazety Prawnej i na e-DGP