Ten numer nie przejdzie – takimi słowami szef KPZR Nikita Chruszczow powitał na Okęciu wierchuszkę PRL. „Towarzysze radzieccy, a szczególnie tow. Chruszczow, zrobili demonstrację od razu na lotnisku” – opowiadał trzy miesiące później Władysław Gomułka premierowi Chin Czou En-lajowi, gdy ten zawitał do Warszawy. „Podszedł do delegacji polskiej i podniesionym głosem zaczął krzyczeć (…). Myśmy zareagowali na to w sposób bardzo spokojny, nie chcąc dawać w oczach generałów radzieckich i kierowców gorszącego widowiska publicznego” – relacjonował I sekretarz KC PZPR to, co działo się o poranku 19 października 1956 r.
W tym czasie oddziały Armii Radzieckiej opuściły garnizony na Dolnym Śląsku i Pomorzu, kierując się na Warszawę. Wprawdzie większość Sił Zbrojnych PRL znajdowała się pod kontrolą sowieckich oficerów, lecz niektórymi jednostkami dowodzili Polacy – kolejni zaczęli meldować chęć do walki. „Jednym z nich był dowódca korpusu lotniczego w Poznaniu, Jan Frey-Bielecki, który postawił żołnierzy w stan najwyższej gotowości, polegający na tym, że lotnicy siedzieli w kabinach gotowi do startu. Frey-Bielecki zgłosił Gomułce gotowość do zbombardowania radzieckich wojsk” – wspominał gen. Tadeusz Pióro w relacji spisanej przez Paulinę Codogni do książki „Rok 1956”.
Wieść o nadciągających czerwonoarmistach rozniosła się po stolicy. Pracujący w FSO Karol Modzelewski wspominał wiec, po którym „wszyscy zrozumieli, że to jest jakaś sprawa między nami a Moskwą”. „Tego samego dnia jeszcze pojechaliśmy stamtąd na wiec na Politechnikę, a potem przygotowywaliśmy się do obrony, bo przyszła wiadomość, że w lasku pod Jabłonną stoją czołgi, nie wiadomo czyje” – opowiadał późniejszy działacz opozycji i znakomity historyk.
Reklama