Jak to się stało, że w okolicach wyborów fotel szefa Polskiego Instytutu Ekonomicznego zamienił pan na stanowisko głównego ekonomisty VeloBanku? Przechodzi pan z sektora państwowego do komercyjnego, chociaż nie do końca, bo VeloBank należy wciąż do państwowego Bankowego Funduszu Gwarancyjnego.

VeloBank, który jest na końcowym etapie poszukiwania inwestora, przeszedł bardzo dużą transformację. To czyni go w tym momencie jedną z najbardziej interesujących instytucji finansowych może nawet w całej Unii Europejskiej. Po rozmowie z prezesem Adamem Marciniakiem przyjąłem propozycję, żeby zająć się analityką w banku. Mam doświadczenie korporacyjne, choć bardziej po stronie doradczej. Traktuję to jako nowe, ciekawe wyzwanie.

Spadek inflacji ma charakter cykliczny

Reklama

Czy spadek inflacji w grudniu do 6,1 proc. i dla pana był zaskoczeniem? Co było największą niespodzianką?

Największym zaskoczeniem było to, co wydarzyło się z cenami energii. Tu nie było istotnego wzrostu cen w końcówce roku, czego spodziewało się wielu ekonomistów, również ja. Dlatego właśnie wskaźnik inflacji okazał się niższy, niż można się było spodziewać. Konsensus mówił o poziomie ok. 6,5 proc. Pamiętajmy, że mamy do czynienia ze wstępnym odczytem. On może się lekko zmienić, ale widać, że czynniki dezinflacyjne są dość silne. Z drugiej strony - inflacja bazowa jest wciąż w okolicach 6,8 proc., a ceny żywności wzrosły miesiąc do miesiąca, więc spadek głównego wskaźnika ma w dużej mierze cykliczny charakter. To oznacza, że nie należy spodziewać się szybkiej reakcji ze strony Rady Polityki Pieniężnej w postaci obniżki stóp procentowych.

Posiedzenie RPP mamy w poniedziałek i wtorek. Dotąd wśród ekonomistów panowało przekonanie, że jeśli miałoby w najbliższym czasie dojść do obniżki stóp, to w marcu, gdy będzie wiadomo, co z tarczą antyinflacyjną w tym roku, jak będzie wyglądała polityka fiskalna i gdy RPP pozna nową projekcję inflacji. Obowiązywanie tarczy jest już przesądzone. Budżet jest właściwie znany. Może można myśleć o obniżaniu stóp wcześniej?

Nie zgodzę się, że wszystko jest znane. Początek roku przynosi informacje dotyczące większej ekspansywności polityki fiskalnej.

Czy wzrośnie deficyt budżetowy?

Ma pan na myśli zapewne nowy program mieszkaniowy.

Nie tylko. Program „Mieszkanie na start” ma kosztować w tym roku 500 mln zł, ale w kolejnych latach wydatki będą większe. A już poprzedni „Bezpieczny kredyt 2 proc.” objął hipoteki o wartości ponad 20 mld zł.

Mamy też nową propozycję czasowego zawieszania składek na ZUS, co może kosztować 10 mld zł. To pokazuje, że budżet, który znamy dziś, z określonym poziomem wydatków i deficytu, będzie rewidowany. On w 90 proc. opiera się na tym, co zostawił stary rząd. Na pewno będziemy mieli nowelizację.

Deficyt będzie większy?

Niekoniecznie. Pozytywnie zaskakuje koniunktura, co przełoży się na wzrost dochodów budżetu i funduszy celowych. Odbicie gospodarki powinno być mocniejsze, niż zakłada przyjmowany właśnie projekt budżetu. 3 proc. wzrostu PKB przewidywane obecnie przez rząd może się okazać konserwatywną prognozą. Finalna kwota deficytu może więc być wyższa niż 184 mld zł w projekcie, ale nadal podobna w relacji do PKB, czyli w okolicach 5,5-6 proc. PKB dla całego sektora finansów publicznych. A jest też kwestia wydatków. Na przykład jeśli chodzi o wakacje przedsiębiorców od składek, to spodziewam się, że w toku konsultacji będzie wprowadzonych wiele warunków, które ograniczają możliwości korzystania z tego rozwiązania i związane z tym koszty.

Kurs złotego na granicy korzyści dla eksporterów

Pod koniec tygodnia poznamy listopadowy bilans płatniczy. To chyba dość istotne, bo w ostatnich kwartałach tzw. eksport netto mocno poprawiał dane dotyczące produktu krajowego brutto, chociaż była to zasługa nie tyle rosnącego eksportu, co mocnego hamowania importu. Czego spodziewa się pan po danych za listopad? Również będą zapowiadać duży wkład eksportu netto we wzrost PKB?

Spodziewam się kontynuacji dotychczasowych trendów. Jeśli chodzi o import, znaczenie ma przede wszystkim to, że paliwa są tańsze niż rok temu. Nadal będziemy mieli dość duży odpływ kapitału w postaci transferów dokonywanych przez gospodarstwa domowe imigrantów na rzecz rodzin na Ukrainie. Z drugiej strony będzie też napływ środków związany z końcówką poprzedniej perspektywy finansowej Unii Europejskiej i rozliczaniem projektów ze wsparciem UE.

W sumie do końca 2023 roku najważniejszy rachunek bieżący bilansu płatniczego będziemy zamykać na dużym plusie.

A co dalej z eksportem? W ostatnich miesiącach mieliśmy duże umocnienie złotego. Czy ono nie zacznie szkodzić eksportowi?

Faktycznie, doszliśmy do poziomu, w którym kurs jest na granicy korzyści dla polskiego eksportu. Poniżej 4,25-4,3 zł za euro oznaczałoby, że złoty z punktu widzenia eksporterów może być już za mocny. Dalsze umocnienie byłoby argumentem dla RPP, żeby obniżyć stopy procentowe i w ten sposób ograniczyć aprecjację.